Niedziela od jakiegoś czasu zapowiadała się ciepła, po małej wymianie zdań postanawiamy z
Karoliną odwiedzić Skierniewice, jest to jedno z tych miejsc które od jakiegoś czasu są odkładane na później, na przy okazji...
Dzień jest jeszcze niezbyt długi, ale czasu powinno nam starczyć by pojechać tam i z powrotem :).
Moja wycieczka zaczyna się od zapakowania się do pociągu :). Ten o dziwo jest prawie pusty :) W ciągu 2.5 jestem w Rogowie gdzie witam się z uśmiechniętą Tymoteuszką :)
Jako, że Rogów już mamy zwiedzony, ruszamy w kierunku Lipiec Reymontowskich, co prawda byliśmy tam rok temu, ale zostało coś do odwiedzenia, Karolina przeglądając okoliczne atrakcje natrafiła na informację o muzeum regionalnym w tejże miejscowości. Docieramy na miejsce i .... szkoda, że zamknięte, robimy kilka fot z zewnątrz i ruszamy dalej.
Popiersie Reymonta © amiga
Przyłapana za fotografowaniu :) © amiga
Lipce Reymontowskie - przy muzeum regionalnym S.W.Reymonta © amiga
Niestety zamknięte, zdjęcia jedynie przez płot © amiga
Jadąc rozglądam się za otwartymi sklepami, to pierwsza niedziela z zakazem handlu, sama ustawa jest na tyle źle napisana, że w zasadzie niewiele zmienia, obstawiam, że większość wiejskich sklepów będzie otwarta. Jedynie te średnie i duże sklepy czy raczej markety będą pozamykane, jakoś mnie to nie rusza, zupełnie nie przeszkadza, za to małe sklepiki jak najbardziej mile widziane... Tym bardziej, że ciężko by było ze sobą targać wyżywienie na cały dzień ;) A samymi bananami człowiek się nie zadowoli ;)
Kierujemy się na Skierniewice przez Święte Laski i Maków, w tej drugiej miejscowości zaskakuje nas początek nowiutkiej DDRki prowadzącej jak się później okazało do samych Skierniewic, w trakcie zatrzymujemy się kilka razy by zrobić kilak zdjęć czegoś tak unikalnego w Polsce :) na myśl przychodzą mi tylko ścieżki na Słowacji...
Święte laski :) © amiga
Scena na wodzie w Makowie :) © amiga
Nowiutka DDRka z Makowa do Skierniewic © amiga
Takie coś lubię :) © amiga
Brakuje tylko ławeczki i może stolika :) © amiga
Staw jeszcze zamarznięty © amiga
Wkrótce osiągamy Skierniewice, od początku było wiadomo, że chwilę się tutaj pokręcimy, odwiedzamy wiec park miejski, zahaczamy o pałac prymasowski, dworzec pkp i starą lokomotywownię. Szkoda, że jest zamknięta, że nie na się wejść na jej teren. Patrząc jednak na stan budynków i lokomotyw przy wejściu to, może nie warto....
Nieco zawracamy i stajemy na nieco dłuższą przerwę w Maku.... jest przed 11, ale od świtu nic nie jedliśmy, pora na coś makowego :) i oczywiście kawę :)
Pałac Prymasowski w Skierniewicach © amiga
z drugiej strony pałacu Prymasowskiego w Skierniewicach © amiga
Główna brama parku miejskiego w Skierniewicach © amiga
Niby radzieckie a się zostało ;) © amiga
Dworzec PKP w Skierniewicach © amiga
Strasznie podniszczony... - na terenie lokomotywowni w Skierniewicach © amiga
Dni otwarte... © amiga
Spoglądamy ma pobliskie flagi, łopoczą na wietrze, ale kierunek wskazuje jedno, wracając będzie nam dmuchało w twarz.... oby tylko nas nie wyziębiło....
Pora opuścić ciepłą restaurację i skierować się na południe do Tomaszowa Mazowieckiego, jednak kilkukrotnie stajemy to to to tam, bo coś nas zaintrygowało, coś zwróciło naszą uwagę, a to "okrągły" kościół, a to drewniany domek, jak się później okazało mieszkała w nim Konstancja Gładkowskia. Zaskoczył nas cmentarz miejski, w zasadzie to chyba 2 cmentarze, nowy i stary. Ten drugi kompletnie zdewastowany, porośnięty wysokimi drzewami.
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła © amiga
Miejsce zamieszkania Konstancji Gładkowskiej.... © amiga
Parafia Garnizonowa Wniebowziecia NMP © amiga
Cmentarz komunalny w Skierniewicach, tylko czemu taki zniszczony? © amiga
Na samym wylocie ze Skierniewic jedziemy leśną drogą, miejscami jest błotniście, innym razem sporo piachu, na szczęście jest mokry i koła się nie zapadają...Wracając odwiedzamy wszystkie możliwe zaznaczone na mapach dworki, młyny...
Młyn w Strobowie © amiga
Dworek w okolicach Podstrobowa © amiga
Dworek w okolicach Celigowa © amiga
Dworek w Woli Wysockiej © amiga
W Głuchowie pomimo, że to nie jest wielka miejscowość trochę nam czasu ucieka, bo to wieża przy kościele, a to dworek/niedworek..., stacja kolejni wąskotorowej... Sporo tego.
Dworek przed Głuchowem © amiga
Nie wiem czemu ten budynek w Głuchowie był oznaczony jako dworek...., ale może tak jest.... © amiga
Stara dzwonnica przy kościele św. Michała Archanioła w Głuchowie © amiga
Faroż się urządził :) © amiga
Stacja kolejki wąskotorowej w Głuchowie © amiga
Kierunek Żelechlinek, który nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z kilkoma rzeczami, po pierwsze górki :), po drugie to kościół do którego nie udało nam się nigdy wejść, po trzecie wiatr w twarz... Zawsze gdy tędy jechaliśmy wiatr nam nie pomagał... W centrum robimy krótką przerwę na szybkie picie i jedzenie :)
Kościół w Żelechlinku pw. św. Bartłomieja Apostoła © amiga
Co jakiś czas spoglądamy na zegarki, w zasadzie mamy jeszcze trochę czasu, ale jazda pod wiatr nie sprawia specjalnie frajdy, przed Tomaszowem Karolina proponuje mi poprowadzenie nieco inną trasą w kierunku Wolborza, tak bym mógł dojechać na czas na pociąg, dzięki temu oszczędzam dobre kilka km :)
Rozstajemy się w okolicach Jadwigowa, jest kilka minut po 17, do Moszczenicy mam jakie 17 km i około godziny czasu. Powinienem zdążyć. Gnam trochę na wariata, 4 litery bolą mnie strasznie, odliczam kolejne km, spoglądam co chwilę na czas... naciskam mocniej, staram się wykrzesać z siebie resztki sił by dojechać na czas...
W Moszczenicy jestem około 17:55, mam ponad 10 minut czasy do odjazdu.
Zmęczony, spocony, ale szczęśliwy wsiadam do pociągu, przede mną kilka godzin jazdy...
Dzięki Karola na wyciągnięcie mnie w niedzielę na wycieczkę :) Ech gdyby nie Ty....