Prawdopodobnie jest przedostatni wyjazd w tym tygodniu... weekend świąteczny to raczej będzie krótki rozwód z rowerem... Ale... w końcu jest jeszcze piątek :) 7:10 jestem na rowerze, jest chłodno, koło zera stopni... zaczyna padać śnieg, wiatr wieje z północnego zachodu... najgorszy możliwy kierunek... Padające płatni śniegu są dziwnie twarde, lecą dokładnie w oczy... przez jakiś czas prawie nic nie widzę, mrużę oczy, kombinuję i noc... Pierwszy raz żałuję, że nie mam okularów... kilka par leży w domu... jednak dalej nie mogę się do nich przekonać... 10 km walki ze śniegiem.... jadę bardzo wolno uważając na wszystko, dopiero gdy temperatura ciutkę się podnosi i zamiast śniegu pada deszcz mogę jechać normalnie :)... Przynajmniej widzę drogę, zagrożenia, samochody... Jedynie co mnie cieszy to pustki na drogach, jak podczas wakacji :)... Podejrzewam, że spora część szkół już nie pracuje, a część rodziców zrobiła sobie wolne... Docieram do firmy... wszystko nadaje się do suszenia... Ech...
Wieczór brzydki, bardzo brzydki... Wyjeżdżam około 17:00, w między czasie gdy byłem w firmie kilka razy lało, padał śnieg... i to dość solidnie, nawet zastanawiałem się czy jednak lepiej nie będzie się wpakować do pociągu. Jednak tuż przed wyjściem temperatura poszła wyraźnie w górę, śnieg się stopił... jakieś jego niedobitki leżały to to tu to tam... Gdy ruszyłem miałem ochotę na jak najszybsze znalezienie się w domu. Rano nie wziąłem ochraniaczy na buty, więc stopy mi wymroziło...Teraz jest cieplej... całe 4 stopnie gdy ruszam, prognozy wskazują jednak, za szybkie ochłodzenie gdy tylko zajdzie słońce... Cóż... Gnam szosami prawie identyczną trasą jaka poranna... W Bielszowicach... dopada mnie grad, towarzyszy mi dobre 10 minut... Później jest nieco lepiej... znowu dziadostwo się topi... Gdy jestem już w Katowicach pojawia się słońce i... kropi bardzo delikatny, przyjemny deszczyk :)
W domu... wszystko idzie do prania... rower wygląda tak sobie... Ciekawe czy uda mi się go wymyć przed świętami...
Jak patrzę na pogodę od kilku dni... to nie chce mi się z domu wychodzić. Dzisiaj jest podobnie... wieje paskudny wiatr od zachodu... Niebo zaciągnięte chmurami, jednak może nie będzie tak źle... Od początku było jasne, że jadę szosami... w lesie może wiatr by tak bardzo nie dokuczał, jednak sporo kałuż skutecznie spowalnia, a to nie jest mi potrzebne z rana.. Już wolę powalczyć z wiatrem... nawet z tym w mordę... Co jednak zaskakuje to jakby było mniej samochodów... czemu? Nie wiem... wydawało by się, że przed świętami powinien być sajgon, jak zawsze... gdy ludzie dostają kukuły i latają od marketu do marketu... Pod koniec skracam sobie trasę przez lasek Makoszowski, kilka min przerwy na parę fot... Do firmy docieram w takim sobie czasie... mogło być szybciej, ale forma może dopiero przyjdzie z czasem...
Kolejny dzień z opadami... z silnymi wiatrami... i ponownie w chwili gdy wychodzę świeci słońce... jakiś dobry anioł nade mną chyba czuwa... Jednak dzisiaj nie decyduję się na powrót lasami, w sumie mógłbym, bo czasu sporo... jednak wiem..., że gdzieś po okolicy krążą deszczowe chmury... Wracam z grubsza poranną trasą... nie zatrzymuję się, no chyba, że na skrzyżowaniach... W Kończycach sprawdzam co dzieje się na "lawendowym" polu przy kościele... - jeszcze za wcześnie... więc wracam na trasę i gnam do Katowic... W Bielszowicach dostrzegam, że goni mnie jakaś wielka czarna chmura... dogania mnie... pada grad... ;P 10 minut później już jest po wszystkim... zaświeciło słońce i padał bardzo drobny deszczyk... było przyjemnie.... Ciekawe co kolejne dni przyniosą... :)
Kolejny dzień będący kalką dnia poprzedniego... wieje jak diabli...od zachodu... niedobrze... Pokazuje się jednak słońce... więc może nie będzie tak źle... w sumie na rower wsiadłem około 7:30... bardzo późno... walka z wiatrem jest nierówna... rower nie che zupełnie się toczyć, przez większość trasy mam go w twarz... nie za dobrze... za to jeszcze gorzej jest gdy dmucha z boku... czuję jak kierownica sama mi skręca... muszę uważać... Na zjeździe pomiędzy Kochłowicami a Wirkiem gdzie normalną prędkością toczenia się roweru jest 40km/h dzisiaj dopedałowując osiągam max... 28... Późny wyjazd skutkuje też jeszcze jednym szczegółem, w Rudzie Śląskiej straszne korki, zaciski... ruch jak diabli, dopiero gdy minęła 8:00 jest luźniej...