Wyjeżdżam nieco później niż myślałem, o 16... oczywiście musiało się coś posypać, i zmusiło mnie to do późniejszego wyjazdu... co prawda wiele mi to nie zmienia :), a może zmienia? Na drogach jest większy luz... ale i tak dzisiaj pakuję się na Hałdkę :), co prawda w bardziej standardowy sposób, standardową ścieżką, nie ma czasu na szaleństwa... muszę być w domu przed 19, a najlepiej przed 18:30... by zdążyć coś jeszcze zrobić, może się wykąpać, przebrać...
W lesie jest pięknie, jest przyjemnie, sporo ludzi, na rowerach, biegaczy, kijkarzy... i spacerowiczów z psami... ci ostatni mogliby nieco bardziej pilnować swoich pupilów, o ile duże psy zachowują się przewidywalnie, gorzej z tymi mikrusami... które pchają się pod koła... życie im niemiłe? chyba tak...
Trochę podjazdów, trochę zjazdów, dobrze mi się jedzie... w domu jestem ciut po zaplanowanej 18:30... zdążyłem... do 19 mam jeszcze chwilkę czasu...
Temperatura z rana jeszcze bardziej zaskakuje, termometr za oknem wskazuje 2 stopnie, a to oznacza, że gdy będę przejeżdżał przez odcinki leśne, przez pola będzie jeszcze zimniej... Sprawdzam jeszcze co podaje stacja meteo na Muchowcu... -2 stopnie... o... rzesz...
Odszukuję termoaktywną bieliznę, ubieram się cieplej, wsiadam na rower i czuję ten chłód, dzisiaj już w wielu miejscach widać oszronione samochody, rośliny, wszędzie unoszą się mgły... zastanawiam się czy gdzieś nie osadzi się szadź... ale nie ma... to jeszcze nie ten czas, nie ta temperatura... Wschodzące słońce na szczęście szybko podnosi temperaturę, już w Kochłowicach są całe 4 stopnie :), w Gliwicach około 7 :)... Na drogach trwa szaleństwo, samochody są wszędzie... korki, korki, korki... W Gliwicach ponownie najszybciej jest mi zejść z roweru i przeprowadzić go przez przejście na Zabskiej...
Po raz kolejny gorąca kąpiel stawia mnie na nogi :)
Opuszczam firmę około 16:30... jest ciepło, 17 stopni, w porównaniu do poranka to upał... postanawiam wykorzystać tak ciepły wieczór i zaliczyć hałdę, przejechać lasami, ile się da...
Na hałdzie postanawiam poszaleć i przejechać przez jej szczyt... rzadko to robię, wjeżdżam po dość stromym podjeździe, chyba pierwszy raz udało mi się to zrobić, pierwszy raz też wjeżdżam tu na szaraku... góralem nigdy nie udało mi się tego podjechać.... Zresztą już wcześniej parę razy zauważyłem, że uphill szarakiem wychodzi mi zdecydowanie lepiej... Geometria inna? Może... a może pora pomyśleć o nowym góralu... z większymi kołami... ? Szarak za to zupełnie nie zdaje egzaminu na zjazdach terenowych, zbyt mała amortyzacja, zbyt wąskie opony... cóż, nie można mieć wszystkiego...
Po zjeździe z hałdy na chwilkę wyjeżdżam na szosy w Makoszowach ale tylko po to by znów pojechać na hałdę, i dalej wzdłuż Kłodnicy w okolice Halemby która dość skrzętnie również omijam, po szlakach pieszych dojeżdżam do Starej Kuźni i znów do lasu :)...
Trasa chwilę mi dzisiaj zajęła, gdy melduję się w domu, robi się już ciemnawo i... chłodno.. temperatura spadła do 11 stopni
7:15 na zegarku, dopiero wychodzę, czuję przerażający chłód... mogłem się ubrać cieplej, ale już jest za późno, liczę na to, że wschodzące słońce szubko ogrzeje powietrze i będzie ciut cieplej. Przez pierwsze 30 minut marzną mi dłonie, czuję zimno na stopach... chyba pora ubrać w końcu bieliznę termoaktywną, ale już nie dzisiaj, nie wrócę przecież do domu... W Panewnikach na Bałtyckiej widzę oszronione rośliny, widzę szron na samochodach, widzę ludzi skrobiących szyby, to chyba pierwszy raz w tym roku, w drugiej połowie roku... Na dokładkę na drogach jest masakra, studenci wrócili... samochody są wszędzie, jeżdżą we wszystkich kierunkach, czasami mam problem by wyjechać z podporządkowanej... za parę miesięcy się zluzuje... ale dzisiaj czeka mnie walka z samochodami...
W firmie czeka na mnie gorąca kąpiel... nogi powoli się rozmrażają... można popracować :)