Powrót do domu ok 16:30. Jest upalnie, duszno, wszystkie popołudniowe prognozy wskazują na deszcze, niby już około 17:00 mogą pojawić się burze. Więc jadę ...., pędzę ....., może uda się dojechać przed deszczem. W Rudzie Śląskiej zrywa się silny wiatr od wschodu, wygląda to nieciekawie, przez kilka km czuję, jakbym jechał pod górę. Po wjechanu do lasu Panewnickiego jest lepiej, drzewa mnie osłaniają. Rower toczy się dalej, tempo całkiem przyzwoite. Nie zatrzymuję się nigdzie, po co ? Żeby zmoknąć ? Niespecjalnie mam ochotę wymijać błyskawice, więc naciskam mocniej. W końcu dojeżdżam do Ochojca, widzę, swój dom, otwieram drzwi, wnoszę rower i ... deszczu dalej nie ma. Jest godzina 19:00 w chwili gdy piszę te słowa, w domu jestem już od ponad godziny i dalej nie pada. Ech ... i po co tak pędziłem ?
Po 2 dniach odpoczynku od rowera (miało być mniej, jednak wczorajsze plany w łeb wzięły), ruszyłem do pracy na rowerze. Prognozy na dzisiaj są takie sobie, po południu może padać, jednak pewności nie ma, prognoza na dzisiaj zmieniła się 2-3 raz od wczoraj. Jak będzie to się dopiero okaże (Szczerze to bardziej nie podobają mi się prognozy na koniec tygodnia). Profilaktycznie zabrałem ze sobą kurtkę przeciwdeszczową. Co do samej jazdy to jechało się rewelacyjnie. Ciepło, ale nie upalnie, żadnych przegięć. Bez jakigoś specjalnego wysiłku dotarłem do Gliwic. Średnia też niezła. :)
Powrót późny, było ok 17:15 gdy wyruszyłem w podróż powrotną do Katowic. Wybrałem ponownie wersję skróconą drogi przez Kończyce. Wyjeżdżając, czułem zmęczenie i tak było przez pierwsze 12-13km. Źle mi się jechało, jednak gdy mięśnie się rozgrzały mogłem trochę pogonić i odrobić straty :) W zasadzie od minięcia Zabrza Kończyc rzadko prędkość spadała < 27km/h. Im dalej tym szło lepiej/szybciej. W dość krótkim czasie dojechałem do domu. Jutro dla odmiany dzień bez rowera, może jedynie go umyję ;)
Było tak jak się wczoraj spodziewałem, dzisiaj z rana specjalnie nie chciało mi się kręcić. Kolano o sobie przypomniało - przynajmniej wiem, że je jeszcze mam :) Udało mi się jednak pozbierać i ruszyłem w kierunku Gliwic. Pierwsze 15km szło tak sobię średnia w granicach 22.5 km/h - droga w większości z górki i da się tam wyciągnąć sporo więcej. Dopiero po ok 30-40 min rozkręciłem się na tyle, że częściowo udało mi się podciągnąć średnią do akceptowalnego poziomu.
Powrót dość późno. Ok 17:00 wyjechałem z parkingu firmowego. Temperatura umiarkowana, ale jakoś nie miałem specjalnej melodii do kręcenia. Jednak gdy minąłem Kończyce ochota do dalszej jazdy wróciła i zacząłem napierać. Zdziwiłem się w jakim tempie można pokonać las Panewnicki i ul.Bałtycką w Katowicach. Z tej strony jest cały czas pod górkę, a dzisiaj specjalnie mi to nie przeszkadzało. Tempo na całej w/w długości > 27km/h. Pewnie jutro to odczuję ;).
Dzisiaj "lajtowy" wyjazd do pracy, bez przeciążania, przeginania itp. Miały być wycieczkowo i było wycieczkowo. Temperatura niska ok 8 stopni w chwili wyjazdu. Dzisiaj ubrałem normalną kurtkę rowerową na chłodne dni i było mi ciepło, za ciepło ;) Trasę skróciłem, tzn wbiłem się centralnie przez Kończyce przez zjazd na autostradę (nie lubię tego miejsca). Widać wzmożony ruch na ulicach - wakacje dobiegły końca i zaczęło się szaleństwo. Do domu pojadę dookoła omijając Kończyce, i Rudę Śląską. W lesie będzie spokojniej, a może będę miał czas na jakąś fotę ? Kto wie...