Dzisiaj za radą Kajmana wybrałem się w okolice Stargańca. Pierwsza część trasy była nezbyt wymagająca. Z domu kierowałem się na Piotrowice a stamdąd przez akademiki w kierunku stargańca. Jako że bardzo nie lubię wracać tą samą drogą którą przyjechałem to z powrotem trasa była bardziej hardcorowa. Postanowiłem się kierować na Zarzecze, tyle ze ok 21 w lesie poszło mi inaczej niż wstępnie myślałem/planowałem. Po pierwsze po dzisiejszych opadach w lesie było sporo rozlewisk i błota, momentami wpadałem w kałuże o głębokości do 40 cm. Jazda po piasku też nie należała do przyjemności. Na dokładkę troszkę pokręciłęm trasę (tzn jechałem wspomagając się od czasu googlemaps) i z mapy wynikało, że jest tam droga, w realu była tylko wąska ścieżka po której jazda też była prawie niemożliwa. Co ciekawe coraz bardziej podobają mi się wymagające przejazdy w których nie wiem czego się spodziewać (Inna sprawa że klocki hamulcowe w takich warunkach niesamowicie szybko się ścierają, pozostałe podzespoły też pewnie cierpią ). Myślę że mimo wszystko będę wracał w te okolice, przejazd ogólnie oceniam bardzo pozytywnie. Z ciekawostek zauważyłem, że od jakiegoś czasu nieważne którędy prowadzi trasa to zawsze ma ok 17 km ;) Może jutro uda mi się zmienić statystykę długości pojedynczego przejazdu.
Przejazd rozpocząłem, a w zasadzie rozpoczęliśmy od wizyty na stacji shella przy wylocie z ul. Fabrycznej celem uzupełnienia ciśnienia w oponach ;) Wczorajszy przejazd był związany z błądzeniem po uliczkach na Podlesiu. Dzisiaj postanowiłem tam wrócic, wziąłem ze sobą grupę wsparcia (dzieki Piotr), dodatkowo kierowałem się podczas jazdy informacjami devilka i trasa została zaliczona bez większych wpadek. Kościół i szkołe minąłem tylko raz, więc jest pewien progres. Wracając ulicą tunelową mijaliśmy plac budowy i .... po raz kolejny (wczoraj też tam był) widziałem "pasącego" się królika. . Jeżeli jutro pogoda dopisze to czeka mnie z rana jazda do Lędzin. Oczywiście relacja z trasy zostanie umieszczona na blogu ;)
Dzisiejsza podróż zaczęła się od awarii. Wsiadając na rower zahaczyłem o tylni błotnik i ... go urwałem. Zdemontowałem jego resztki i w drogę ... . Ze względu na jego brak wybrałem trasę po drogach asfaltowych. Trasa obejmowała przejazd z Ochojca w kierunki kostuchny przez osiedle Odrodzenia, dalej Podlesie, Piotrowice i powrót do domu. Poniższa mapka pokazuje trasę zarejestrowaną telefonem z wbudowanym GPS-em. W Kostuchnie pierwsza przerwa, kościół jest całkiem ciekawie oświetlony, a w pobliżu znajdują się 2 pomniki. Przyjrzałem się również rowerowi, okazało się, żę prawdopodobnie podczas zdejmowania błotnika rozpiął mi się przedni hamulec. Niby drobiazg, bo używam głównie tylniego, ale brak był zauważalny. Dalej czekał mnie przejazd przez Podlesie, a jako że tej dzielnicy specjalnie nie znam, to drogę solidnie pokręciłem. Przejeżdżając po raz kolejny obok szkoły stwierdziłem, że "nadejszła wiekopomna chwila" aby wspomóc się nawigacją. Po wybraniu właściwego kierunku skierowałem się wzdłuż torowiska w kierunku Piotrowic. Po drodze jeszcze jedna przerwa aby uwiecznić wiadukt kolejowy, następnie szybki powrót w kierunku Ochojca. Po powrocie zająłem się urwanym błotnikiem, 30 min później został ponownie zainstalowany, ciekawe ile tym razem posłuży ;)
Klasycznie już objechałem okoliczne lasy. Przejazd prawie standardowy Ochojec-> Murcki-> Giszowiec-> Ochojec. Tyle, że tym razem dość późno (wyjazd ok 20:00), ale za to z qmplem (wyciągnąłem go z domu, choć specjalnie się nie opierał ;) Wyjątkowo również zamontowałem, przekręconą z innego rowera, dodatkową lampkę. Moja jest niestety za słaba na przeloty o takiej porze po lesie (zaczynam to lubić) i muszę przyznać, że z dwoma lampkami było lepiej. Jedną ustawiłem na ok 20m, druga świeciła bliżej 3-4m więc pole widzenia miałem spore i nie obawiałem się już jakiegoś powalonego drzewa (niestety zdarzają się takie niespodzianki podczas wycinki), lub innej przeszkody. Miałem też okazję sprawdzić nowe spodenki i rękawiczki kupione w Gliwickim Decathlonie. Oba zakupy okazały się strzałem w dziesiątkę (dzieki Darku za doradztwo i podwózkę do marketu ;) Przy okazji zaczynam sobie uświadamiać, że rower to drogie hobby, jest jeszcze tyle drobiazgów (mniejszych i większych), które mogą się przydać podczas jazdy. Powoli zbliżam się do granicy gdy ikość kasy włożona w dodatki (manetki , lampki, opony itp) przekroczy cenę samego rowera. Na szczęście byłem już wcześniej na to przygotowany, więc tak bardzo nie boli ....
Po doświadczeniach z ostatnich dni postanowiłem wymienić, dla zasady, przednią oponę (kupiłem Hutchinson Basic Cameleon), przy okazji zainstalowałem rogi na kierownicy. Oczywiście musiałem sprawdzić nowe "zabawki" w terenie. Wyjechałem ok godziny 19:00 i pojechałem najrótszą drogą do lasu. Po ok 10 min jazy minąłem miejsce wczorajszej awarii, dętka cała, jadę dalej, kolejne 30 min dalej nic się nie dzieje ... Więc zakup chyba był dobry. Trasa obejmowała wyjazd z Ochojca, dalej ul. Kryniczną do lasu, następnie Murci, okolice hałdy, wzgórza wandy, szybu stanisław i przez Giszowiec z powrotem do domu. Po raz pierwszy od czasu gdy kupiłem rower poczułem, że brakuje mi kondycji, podjeżdżając pod górkę miałem serdecznie dość wszystkiego, na dokładkę, dobił mnie gość który minął mnie, a w zasadzie przeleciał obok.
Podczas jazdy doceniłem rogi, zmiana uchwytu od czasu do czasu robi różnicę, ręce mogą odpocząć, genialny wynalazek.
I jeszcze jeden drobiazg, po wymianie przedniej opony rower inaczej się zachwowywał w terenie, bardziej stabilnie. Przednie koło "nie pływało" mi w błocie jak dzień wcześniej (poprzednia opona nadawała się bardziej na szosę niż w teren).
Do domu wróciłem trochę po 20:00, robiło się już ciemno, w lesie od czasu do czasu miałem problem z określeniem granic ścieżki. Następnym zakupem musi więc być dobra lampa przednia.
... i kolejna porażka. Po ok 10 minutach jazdy kolejna guma - Shit. . Wymiana dętki i klejenie tej wyciągniętej zajęło kilkanaście minut. W między czasie zaczął padać deszcz, po krótkim namyśle i tel. do qmpla szybki odwrót. Wieczór skończyłem w miłym towarzystwie i ciepłym pomiszczeniu. Jutro kolejne podejście, może nie złapię gumy ;)
Pierwszy wpis, ale ... kiedyś trzeba byłą zacząć. Trasa krótka (muszę nabrać kondycji), ale w zamian, po chyba wymagającym terenie. Okolice Ochojeckiego Rezerwatu przyrody, Lasu Murckowskiego i źródeł Kłodnicy. Pierwotny plan był nieco inny umówiłem się Obok SSC w Katowicach, ale wstałem wcześniej na dokładkę dzień wcześniej wymieniłem manetki z gripów na "normalne" i postanowiłem nieco wydłużyć sobnie trasę (testowanie nowych zabawek). Pech chciał, że złapałem PIERWSZĄ gumę ;). Po szybkiej wymianie dętki wyglądałem nieco dziwnie (w nocy padał deszcz i rower wyglądał jak potwór błotny), więc postanowiłem wrócić do domu. Pech mnie dalej nie opuścił, okazało się wody nie ma i do wieczora nie będzie. Umyłem się w resztce wody mineralnej, później szybko, już niestety komunikacją miejską do Katowic na umówione spotkanie ;).