Z firmy wyjeżdżam około 17, dzień długi, męczący. W chwili gdy ruszam o słońcu nie ma mowy. Jest kompletnie ciemno. Temperatura nie za wysoka. Wiatr... hmmm, chyba się zmienił, wieje z innego kierunku, chyba z północy i jest słabszy....
Na drogach różnie, na dzień dobry na Sośnicy trafiam na mały zacisk przy przejeździe kolejowym, dobrze że to tylko lokomotywa... Ale i tak zdążyło się już ustawić po kilkadziesiąt samochodów w obu kierunkach.
Minął tydzień od mojego ostatniego wyjazdu do pracy na rowerze. Obłęd.... Dawno nie miałem takiej przerwy, dobrze, że wczoraj Karolina wyciągnęła mnie na wycieczkę :)... Jeszcze nie zapomniałem jak się pedałuje.... ja się jeździ.
Dzień jednak zaczyna się trochę pechowo. W tylnym kole brakuje powietrza... 15 minut z głowy, wyjazd opóźniony. Przy okazji dowiaduję się, że tylna opona dogorywa, to efekt najechania na szkło kilka miesięcy temu... Wygląda to nieciekawie. Dzisiaj tylko "zatykam" i kleję dziurę, ale opona musi być zmieniona. Może w Gliwicach jak będę miał 5 minut to coś kupię... A jak nie to na allegro... Nie muszę jej mieć na wczoraj...
Gdy w końcu ruszam jest 7:20. Ruch jak diabli, korki.... wszędzie, Piotrowice zawalone samochodami, podobnie Ligota i Panewniki. Dopiero gdy wyjeżdżam z Katowic zaczyna być przyjemniej. Jeszcze drobny zacisk W Kochłowicach i nieco dalej mija ósma. Drogi pustoszeją.
Dawno nie jeździłem na rowerze, minęło dobre 5 dni... Cały ten tydzień to było wariactwo... Wczoraj w sobotę niespecjalnie miałem jak się wyrwać, ale za to niedziela.... będzie dla nas ;)
Wyjeżdżam z Katowic coś koło 7:00, kierunek Częstochowa. Drogi mi się specjalnie nie dłuży, mam co robić. Czas zleciał. Wysiadam w Częstochowie i mam chwilę czasu, by się ogarnąć. Kilka minut później dociera Karolina. To ona wpadła na pomysł tej wycieczki. Ze względu na krótki czas jaki mamy trasa nie wydaje się ambitna. w linii prostej około 40 km. Ale oczywiście my nie jeździmy w linii prostej ;) to nie dojazd do pracy... Jest dzień wolny, który trzeba wykorzystać. Jesień już w pełni, słońce już nie grzeje tak bardzo. Zapowiedzi kończą się na około 15 stopniach. Zmrok zapada około 16... Tak więc wybrany dystans jest dostosowany do warunków i tego co chcemy zobaczyć :)
Kilka minut rozmowy i decydujemy się podjechać w pierwszej kolejności na dworzec PKP, obsługa w kasie.... masakra... 10 minut trwało zanim udało się kupić bilet do Piotrkowa. Pani wydawała jakieś karteczki na rowery, bilet do kupienia u Konduktora... Zresztą rano w Kolejach Śląskich kupno biletu zajęło mi dobre 5 minut... co jest rekordem... Zawsze było do 30-40s. Coś się musiało zmienić.
Spoglądamy na zegarki.... Zdążymy jeszcze przejechać kilka km do następnej stacji. Ruszamy... Lądujemy w Dobryszycach. Pociąg do Piotrkowa przyjeżdża o czasie... Uff udało się.... Jako, że mam sporo czasu bo kierunek na Częstochowę jest jakoś słabo obsadzony, to pakuję się wraz z Posterunkową ;) do pociągu na Piotrków... Cóż przynajmniej nie będę marzł, a będzie trochę czasu by porozmawiać... :)
W Piotrkowie, musimy się pożegnać, Karolina jedzie do domu, a ja... wsiadam do kolejnego pociągu tym razem do Częstochowy :)...
Szybka przesiadka i już kolejami Śląskimi docieram do Katowic...