Wycieczka z Karoliną od Częstochowy do Radomska
Dawno nie jeździłem na rowerze, minęło dobre 5 dni... Cały ten tydzień to było wariactwo... Wczoraj w sobotę niespecjalnie miałem jak się wyrwać, ale za to niedziela.... będzie dla nas ;)
Wyjeżdżam z Katowic coś koło 7:00, kierunek Częstochowa. Drogi mi się specjalnie nie dłuży, mam co robić. Czas zleciał. Wysiadam w Częstochowie i mam chwilę czasu, by się ogarnąć. Kilka minut później dociera Karolina. To ona wpadła na pomysł tej wycieczki. Ze względu na krótki czas jaki mamy trasa nie wydaje się ambitna. w linii prostej około 40 km. Ale oczywiście my nie jeździmy w linii prostej ;) to nie dojazd do pracy... Jest dzień wolny, który trzeba wykorzystać. Jesień już w pełni, słońce już nie grzeje tak bardzo. Zapowiedzi kończą się na około 15 stopniach. Zmrok zapada około 16... Tak więc wybrany dystans jest dostosowany do warunków i tego co chcemy zobaczyć :)
Stoi przy stacji Lokomotywa © amiga
Wyjazd z Częstochowy, to problem... szczególnie jak się zna tylko główne drogi, z mapy wynika, że najlepsza dla nas opcja to kierunek na Mstów, gdzieś w połowie odbijemy na północ. Zaskakują góreczki, w sumie powinniśmy o tym wiedzieć, w końcu to jeszcze Jura.W krótkim czasie jesteśmy rozgrzani... tyle, że nie ma co ryzykować i zdejmować z siebie kurtki. Chłodny wiatr daje o sobie znać. Tyle, że w słońcu jest bardzo przyjemnie, ciepło... a wysiłek robi swoje :)
Podziwiamy krajobrazy, pejzaże... Zatrzymujemy się co jakiś czas by zrobić kilka zdjęć. By coś z tej wycieczki zostało na dłużej...
Szukamy starego cmentarza, czy raczej mogiły, nie udaje jej się znaleźć, być może jest zniszczona, zdewastowana, a może po prosty pokryły ją opadające kolorowe liście. Nie ma większego sensu długo sterczeć w jednym miejscu, w końcu to nie zawody na orientację ;) A to w końcu początek naszej wycieczki ;), będą inne "atrakcje".
Warta w okolicach Mirowa © amiga
W okolicach Kościelca przejeżdżamy tuż przy pasie lotniska sportowego, w zasadzie zaliczyliśmy nawet kawałek pasa startowego. W oddali było widać startujące samoloty, na pasie stały szybowce, czekające na swoją kolej... Może kiedyś... w innych okolicznościach też wzbijemy się w niebo.... ;) T Kościelcu wg mapy powinien być dworek, może pałac, trochę krążmy, ale nic prócz bunkrów nie rzuca nam się w oczy.
Lotnisko sportowe w okolicach Kościelca © amiga
A jednak są bunkry © amiga
Uśmiech z jej twarzy nigdy nie schodzi :) © amiga
Kierunek Borowno, gdzie bezbłędnie podjeżdżamy pod pałac, jest na terenie prywatnym, ale z daleka można go sfotografować, mam nadzieję, że właściciel nie będzie miał nic przeciwko ;) Zresztą czy to ma teraz znaczenie?
Przy kościele pochylamy się nad mapami, szkoda by było odpuścić pałac w Nieznanicach... jest trochę nie pod drodze, ale lepiej teraz nadłożyć te kilka km, niż kiedyś tam specjalnie tutaj jechać tylko dla tego zabytku. Zbliża się też południe, może po pora na jakiś obiad? W pałacu jest hotel, a jak jest hotel to musi być restauracja, może się tam zatrzymamy?
Wjeżdżamy do Boronowa © amiga
Pałac w Borownie © amiga
Kościół św. Wawrzyńca w Borownie © amiga
Jeszcze kilka zdjęć :) © amiga
Stary młyn... przynajmniej tak to wygląda © amiga
Sam pałac prezentuje się nieźle, jednak nie zachęca do skorzystania z restauracji, w sumie obydwoje dochodzimy do wniosku, że zjemy po batonie, popijemy i ruszamy dalej. Być może w pobliskiej Kruszynie coś będzie? Miejscowość wydaje się większa. Na miejscu jednak jest gorzej niż mogliśmy przypuszcza. Pałac zaniedbany, za zasiekami, bez dostępu... Straszna szkoda. Rozglądamy się za czymś w stylu knajpka, kebab, cokolwiek.... nie ma nic... Ale a mapy wynika, że pobliskim Wikłowie jest stacja a tuż przy znajduje się również Hotel.
Pałac w Nieznanicach © amiga
Nieznanicki pałac ;) © amiga
Gdzieś tam z tyłu jest pałac w Kruszynie, niestety zdjęcie zza zasieków © amiga
Gdy docieramy na miejsce okazuje się, że Hotelu nie ma, może nico dalej, ale jedynką nie będziemy się poruszać, to dla samobójców. Pozostaje nam się zadowolić Orlenem. Hot-Dog + kawa dają radę... A 10 minut przerwy dobrze nam robi :) Do Radomska coraz bliżej, będziemy jechać przez Szczepocice Rządowe. Kilka razy miałem okazję tutaj być, a to BikeOrient, a to jakiś powrót z wojaży... Miejscowość nieszczególna. Na mapie zaznaczony jest jednak młyn... Niestety nie udaje nam się go odnaleźć... trudno. Wkrótce jesteśmy już w Radomsku. Te miasto znam... głównie z okna pociągu. Z poziomu roweru wydaje się, że to nic szczególnego. Ot miasto w którym niewiele się dzieje. Za to zachwyca nas park świętojański....
Park Świętojański w Radomsku © amiga
U - a - ha - rowery dwa, U - a - ha - górale © amiga
Kilka minut rozmowy i decydujemy się podjechać w pierwszej kolejności na dworzec PKP, obsługa w kasie.... masakra... 10 minut trwało zanim udało się kupić bilet do Piotrkowa. Pani wydawała jakieś karteczki na rowery, bilet do kupienia u Konduktora... Zresztą rano w Kolejach Śląskich kupno biletu zajęło mi dobre 5 minut... co jest rekordem... Zawsze było do 30-40s. Coś się musiało zmienić.
Spoglądamy na zegarki.... Zdążymy jeszcze przejechać kilka km do następnej stacji. Ruszamy... Lądujemy w Dobryszycach. Pociąg do Piotrkowa przyjeżdża o czasie... Uff udało się.... Jako, że mam sporo czasu bo kierunek na Częstochowę jest jakoś słabo obsadzony, to pakuję się wraz z Posterunkową ;) do pociągu na Piotrków... Cóż przynajmniej nie będę marzł, a będzie trochę czasu by porozmawiać... :)
W Piotrkowie, musimy się pożegnać, Karolina jedzie do domu, a ja... wsiadam do kolejnego pociągu tym razem do Częstochowy :)...
Szybka przesiadka i już kolejami Śląskimi docieram do Katowic...
Na dworcu PKP w Częstochowie © amiga
Dzień był długi i intensywny, kto wie kiedy pogoda pozwoli na kolejny wjazd, czy raczej na wycieczkę rowerową...
Dziś wszystko się udało....
Dzięki Karolin za pomysł, za zaproszenie na wycieczkę, za towarzystwo... i czekam na więcej takich wypadów...