Miasto z grabiami w herbie, Matrix - reset
Sobota, 1 września 2012
· Komentarze(5)
Kategoria do 68km, Solo, Spotkania Bikestats-owe, W jedną stronę
Marek Dyjak - Serce z rysa
Jest sobota wcześnie rano, budzę, się, ale nic mi się nie chce, nie chce mi się wstać, nie chce mi się jeść, nie chce mi się wsiadać an rower, nie chce mi się jechać….
… lecz robię to, budzę się, wstaję, jem śniadanie i wsiadam na rower ;)
Pogoda nie rozpieszcza, prognozy na ten dzień zmieniły się wielokrotnie, nie wiem co będzie, pakuję przeciwdeszczówkę , parę cywilnych ciuchów i jadę. Jadę na spotkanie z Igorkiem. Obiecałem, więc nie ma innej opcji, musze tam być, muszę mu kibicować, w zasadzie to nie muszę ale chcę, chcę tam być, chcę kibicować. Nic nie może mi w tym przeszkodzić. Ani pogoda, ani awaria, ani ….
Dla niepoznaki wybieram w większości szosy, pierwotnie nieco terenem na Starganiec, później już przez Mikołów, Orzesze, Rybnik docieram na miejsce, do miasta z grabiami w herbie, do Rydułtów ;)
Po drodze mija mnie samochodem rodzinka K., chwila pogaduch przez okno i gnają dalej, próbuję ich dogonić, jednak mój jednoślad nie rozwija aż takich prędkości. W zasadzie to ja jeszcze nie rozwijam takich prędkości, ale do czasu, cały czas pracuję nad kondycją, wiem, że mam sporo do pokonania, wiem, że nie mogę odpuścić, wiem….
Już na miejscu objazd trasy maratonu z Igorkiem i Darkiem,wpierw wariant dla dorosłych, później dla dzieci. Oba są wymagające, oba są ciężkie, a zeschnięte liście i trochę deszczu tworzą dość specyficzną mieszankę… Jest naprawdę ciężko, ale mój idol (Igor) świetnie sobie radzi, lepiej niż my stare wygi….
W końcu start ruszają, idzie świetnie, jednak, wywrotka na trasie i paskudne zachowanie jednego z zawodników, skutecznie spowalniają Igorka. Na metę dociera piąty, jest 2 wśród polaków. Jest nieźle, konkurencja czeska była ciężka, ale za rok…
… za rok będzie lepiej, trzymam kciuki.
Na Helenkę docieramy autem, pogoda płata nam kolejne psikusy, raz kropi, raz pada, a raz jest wielce ok. :)
Na miejscu zastanawiamy się nad wypadem rowerowym, jednak aura skutecznie temperuje nasze zapędy, pozostaje nam zabawa z żubrem, a w zasadzie cały stadem żubrów.
Postanawiamy jednak zająć się resetowaniem Matrixa, potrzebujemy tego chyba wszyscy, przed oczami migają nam kolejne zastępu kasztelanów, próbujących dogonić żubry.
Na szczęście w między czasie jest sporo czasu na szczere do bólu rozmowy, potrzebuję tego, potrzebujemy tego wszyscy, może to ten rok, te lato, na nas tak wpłynęło? Na szczęście, rozmowa całkiem nieźle się klei, jest niesamowicie, kolejne kawałki muzyki sączącej się z laptopa umilają nam konwersacje…., ech żeby tam zawsze było, żeby tak z wszystkimi można było szczerze porozmawiać, ale część ludzi, znajomych, przyjaciół gdzieś zniknęła, ulotniła się, udaje że wszystko jest ok… .
Ech, to se ne vrati…
Kończymy rozmowy ok. 4:00, pewnie można by kontynuować, jednak zarówno, żubry, jak i kasztelany dawno nas opuściły, a siedzenie samotnie w puszczy nam nie wychodzi. Koniec końców dopada nas morfeusz, pora się wylogować pora na odpoczynek….
Jest sobota wcześnie rano, budzę, się, ale nic mi się nie chce, nie chce mi się wstać, nie chce mi się jeść, nie chce mi się wsiadać an rower, nie chce mi się jechać….
… lecz robię to, budzę się, wstaję, jem śniadanie i wsiadam na rower ;)
Pogoda nie rozpieszcza, prognozy na ten dzień zmieniły się wielokrotnie, nie wiem co będzie, pakuję przeciwdeszczówkę , parę cywilnych ciuchów i jadę. Jadę na spotkanie z Igorkiem. Obiecałem, więc nie ma innej opcji, musze tam być, muszę mu kibicować, w zasadzie to nie muszę ale chcę, chcę tam być, chcę kibicować. Nic nie może mi w tym przeszkodzić. Ani pogoda, ani awaria, ani ….
Dla niepoznaki wybieram w większości szosy, pierwotnie nieco terenem na Starganiec, później już przez Mikołów, Orzesze, Rybnik docieram na miejsce, do miasta z grabiami w herbie, do Rydułtów ;)
Po drodze mija mnie samochodem rodzinka K., chwila pogaduch przez okno i gnają dalej, próbuję ich dogonić, jednak mój jednoślad nie rozwija aż takich prędkości. W zasadzie to ja jeszcze nie rozwijam takich prędkości, ale do czasu, cały czas pracuję nad kondycją, wiem, że mam sporo do pokonania, wiem, że nie mogę odpuścić, wiem….
Już na miejscu objazd trasy maratonu z Igorkiem i Darkiem,wpierw wariant dla dorosłych, później dla dzieci. Oba są wymagające, oba są ciężkie, a zeschnięte liście i trochę deszczu tworzą dość specyficzną mieszankę… Jest naprawdę ciężko, ale mój idol (Igor) świetnie sobie radzi, lepiej niż my stare wygi….
Igorek na linii startowej© amiga
No to lecim....© amiga
Na trasie maratornu© amiga
Nie mogą schody, wyjść nigdy z mody...© amiga
W końcu start ruszają, idzie świetnie, jednak, wywrotka na trasie i paskudne zachowanie jednego z zawodników, skutecznie spowalniają Igorka. Na metę dociera piąty, jest 2 wśród polaków. Jest nieźle, konkurencja czeska była ciężka, ale za rok…
… za rok będzie lepiej, trzymam kciuki.
Na Helenkę docieramy autem, pogoda płata nam kolejne psikusy, raz kropi, raz pada, a raz jest wielce ok. :)
Na miejscu zastanawiamy się nad wypadem rowerowym, jednak aura skutecznie temperuje nasze zapędy, pozostaje nam zabawa z żubrem, a w zasadzie cały stadem żubrów.
Scenka rodzajowa© amiga
Co ja tutaj robię....© amiga
Postanawiamy jednak zająć się resetowaniem Matrixa, potrzebujemy tego chyba wszyscy, przed oczami migają nam kolejne zastępu kasztelanów, próbujących dogonić żubry.
Na szczęście w między czasie jest sporo czasu na szczere do bólu rozmowy, potrzebuję tego, potrzebujemy tego wszyscy, może to ten rok, te lato, na nas tak wpłynęło? Na szczęście, rozmowa całkiem nieźle się klei, jest niesamowicie, kolejne kawałki muzyki sączącej się z laptopa umilają nam konwersacje…., ech żeby tam zawsze było, żeby tak z wszystkimi można było szczerze porozmawiać, ale część ludzi, znajomych, przyjaciół gdzieś zniknęła, ulotniła się, udaje że wszystko jest ok… .
Ech, to se ne vrati…
Kończymy rozmowy ok. 4:00, pewnie można by kontynuować, jednak zarówno, żubry, jak i kasztelany dawno nas opuściły, a siedzenie samotnie w puszczy nam nie wychodzi. Koniec końców dopada nas morfeusz, pora się wylogować pora na odpoczynek….