Długo się nie cieszyłem czystym rowerem
Wyjeżdżam z firmy, jest ok 17:00, na niebie wiszą paskudne chmury, od rana cały czas popadywało, raz mocniej raz słabiej. Zastanawiam się nad trasą powrotną, nie mam ochoty jechać szosami, nie lubię ich. W Maciejowie skręcam do lasku, to jest dobrze, tu czuję się najlepiej, co z tego, że wszędzie woda, błoto. Jestem w swoim żywiole. Początkowo wieje silny w mordę wiatr, później jest zdecydowanie lepiej, pokazuje się słońce, niebo nieco przeciera się.
Błota jest jednak sporo, łańcuch zaczyna paskudnie zgrzypieć, pojawiają się problemy z przednią zmieniarką, W zasadzie mam tylko środkową tarczę, nie ma mowy o zmianie przełożenia z przodu. Trudno, będę się bawił w wysoką kadencję ;P
I to by było na tyle czystych przerzutek© amiga
A rano był taki czysty...© amiga
Zmieniony tylny zacisk© amiga
Już w domu jedną z pierwszych czynności jest wypłukanie nazbieranego "syfu", było co czyścić, Najgorzej było z łańcuchem, wymycie go zajęło mi kilkanaście minut, reszta poszła jakoś szybciej.
Będąc w Gliwicach wymieniłem zaciski do kół, w tylnym wczoraj zgubiłem sprężynkę, a przy sprawdzeniu obu zacisków okazało się że przedni jest dla odmiany skrzywiony. Oba są nowiutkie i.. lżejsze od oryginałów. Będę mógł więcej błota zapakować na ramę ;P