... i po zimie
Od kilku tygodni nosiłem się z zamiarem wyjazdu, jednak zawsze coś wypadło bądź pogoda się zepsuła.
Na dokładkę, od wczoraj coś mnie rozpiera energia (począwszy od tego, że ni z gruchy, ni z pietruchy ok 21:00 wymalowałem ot tak łazienkę, a rano o ósmej poprawiłem). Trzeba było ją jakoś rozładować.
Traf chciał, że ok południa przyjechała do mnie kuzynka na rowerze, ot tak aby się "przewietrzyć". Długo się nie namyślając sprawdziłem z grubsza swój rower, pozbierałem "zabawki" i w drogę. Aby nie ryzykować wybrałem wstępnie krótką wycieczkę na lotnisko Muchowiec - trasa tam i z powrotem to ok 13 km.
Dobre na początek, a w razie czego zawsze mogę się wrócić.
Po dojechaniu na miejsce okazało się, że z kondycją nie jest tak źle,
a ja mam ochotę na nieco więcej. Pojechaliśmy więc dookoła doliny trzech stawów.
Po jakimś czasie pogoda przestała nas rozpieszczać, w związku z czym zaczęliśmy kierować się w kierunku domu. Krótki postój przy lotnisku, a później kolejne kilka km kręcenia.
Konkluzje z dzisiejszego wyjazdu:
1) Z kondycją nie jest tak źle, jak mi się wydawało (grudniu i styczniu byłem mocno unieruchomiony)
2) Tego mi było trzeba. Po kilku tygodniach pracy (weekendy też musiałem zarwać i niejedną noc, a szukuje się kolejny maraton), była to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy jaką ostatnio zrobiłem. Może nie jestem jeszcze "dzieckiem dwóch pedałów", ale coś jest magicznego w jeździe rowerem.
Wcześniej przez wiele lat o tym zapomniałem, na szczęście wróciłem :)
Mam nadzieję, że kolejny wyjazd już wkrótce ;)
Ps. Chyba nie tylko ja wpadłem na pomysł wykorzystania okazji na pokręcenie :)