Nasze podróżowanie z Karoliną - Od Kielc do Rzeszowa :) - dzień czwarty
Niedziela, 18 sierpnia 2019
· Komentarze(1)
Poranek cieplejszy niż po pierwszej nocy namiotowej na tej wyprawie. Budzi nas słońce :) zaglądające przez szpary do namiotu :)
Dość szybo składamy namiot, tropik suszy się na podeście :), Namiot praży się tuż obok.
W między czasie przygotowujemy śniadanie, gotujemy wodę na kawę i herbatę... Cały czas coś się dzieje...
Czas ucieka nieubłaganie.
Startujemy kilka minut po 9:00...
Wczoraj wieczorem ślęcząc nad mapami ustaliliśmy, że dojedziemy do Zwierzyńca i tam zostaniemy dwie noce w schronisku. Dzisiaj po dojeździe chcielibyśmy jeszcze zahaczyć o Szczebrzeszyn... Może się to uda... cóż zobaczymy. Mapy zarówno te papierowe jak i elektroniczne pokazują nam, że pomiędzy Dąbrowicą, a Sierakowem nie ma kompletnej drogi... trzeba to objechać przez Kurzynę Małą, Średnią i Wielką. Objazd trochę bez sensu, brak DW na tym odcinku jest jeszcze większą zagadką dla nas.
Tanew w okolicach Dąbrowicy © amiga
Rekonstrukcja przejścia granicznego z 1914 r. © amiga
Do Biłgoraju którędy? © amiga
Dzień dobry :) © amiga
Na tym odcinku, nie ma nic specjalnie ciekawego, choć łapiemy się każdej nadarzającej okazji do zrobienia zdjęcia.
Gdy jedziemy lasami jest całkiem przyjemnie, jednak w otwartym terenie słońce już o tak wczesnej porze potrafi wycisnąć z nas siódme poty.
Zaczynamy rozglądać się za jakimś sklepem, ale jest niedziela, te duże są zamknięte na Amen, te małe albo ich nie ma, albo jeszcze nie otwarte, a stacji benzynowej nie ma wcale. Docieramy do Soli, miejscowość jest długa, ale nie ma w niej nic ciekawego, dopiero gdzieś na przedmieściach Biłgoraju trafiamy na coś otwartego i tłumy ludzi kłębiące się przy nim. Stajemy i my...
Wchodzę do środka, trochę to trwa nim wychodzę z zakupami. Ale pora na jakiś baton, na coś do popicia.
Ruszamy dalej z myślą by coś zjeść w Biłgoraju, ciekawe ile zajmie nam zwiedzanie, tym bardziej, że to około połowy wycieczki, planujemy jeszcze zahaczyć o Józefów :)
Cerkiew Prawosławna p.w. Św. Jerzego © amiga
Początkowo miejscowość robi średnie wrażenie na nas, ale... trafiamy do czegoś takiego jak Miasteczko Kresowe, to nowo wybudowane osiedle wzorowane na starych miasteczkach z centralnie postawioną bożnicą. Większość zabudowań jest drewniana, widać, że nie wszystko jest jeszcze skończone, ale już wygląda to niesamowicie, już czuć ten klimat. Pomysł i wykonanie na najwyższym poziomie. Trochę to trwa nim się otrząsamy i jedziemy nieco dalej do Zagrody Sitarskiej.
Miasteczko kresowe © amiga
Plac wewnętrzny miasteczka kresowego © amiga
Centralnie umieszczony budynek w miasteczku kresowym w Biłgoraju © amiga
Zastanawiam się co było pierwowzorem tego budynku © amiga
Gdy okazuje się, że jest otwarta wchodzimy do środka. Opłata 4 zł za wstęp nie jest zbyt wygórowana, początkowo myślałem, że wlecimy tam na kilka minut zrobimy trochę zdjęć i wyjdziemy.., ale osoby oprowadzające opowiadają nam o historii Biłgoraju, o tym miejscu o tym jak udało się zachować tą zagrodę. Taki mini skansen jest miłym przerywnikiem w trakcie wycieczki. Widać, że czuwają nad nim osoby z pasją :)
Zagroda Sitarska © amiga
Wewnątrz zagrody Sitarskiej © amiga
Pomieszczenia dospodarcze © amiga
Maselnicy dawno nie widziałem :) © amiga
Zagroda Sitarska od Środka © amiga
Piękna Sitareczka :) © amiga
Wychodzimy po 40 minutach... wracamy do centrum i krótka narada.... Chyba pora zmienić nieco trasę, Józefów zostawimy sobie na inny dzień, a teraz pojedziemy najkrótszą drogą do Zwierzyńca. Przed tym jednak coś zjemy. Chwilę wcześniej minęliśmy jakiś bar, był otwarty. Wracamy więc do niego i wchodzimy do środka. Może nie jest to wypasiona restauracja, ale jedzenie jest podane szybko, sprawnie i jest całkiem przyzwoite, choć pewnie Magda Gessler by się przyczepiała do posiłków ;)
Najedzeni wychodzimy, wsiadamy na rowery i postanawiamy przejechać odcinek do Zwierzyńca drogą wojewódzką. Gdzieś przed rogatkami Biłgoraju zrównuje się z nami miejscowy rowerzysta, chwilę rozmawiamy i proponuje nam odbicie na pobliskie źródełka. Twierdzi, że to niedaleko, pojedziemy bocznymi drogami, ścieżkami... Trochę się obawiamy jazdy po piasku, ale dajemy się przekonać i podążamy za nim gawędząc sobie miło :)
Docieramy do źródeł rzeki Stok, na mapie nie mamy ich zaznaczonych, takie miejsca znają tylko mieszkańcy, lokalni turyści i rowerzyści... my mieliśmy szczęście że trafiliśmy na jednego z nich. Trochę jest mi przykro z tego powodu, że nie pamiętam imienia naszego kompana. Może kiedyś to przeczyta? A może spotkamy się gdzieś na szlakach...?
Źródła rzeki Stok © amiga
Jesteśmy w Zwierzyńcu © amiga
Od źródełek jedziemy w trójkę jeszcze przez kilka km do Panasówki i nieco dalej na wysokość wzgórza Polak. Dopiero tutaj się rozstajemy, zostało nam kilka km przez las do Zwierzyńca, w większości z górki :) W pierwszej kolejności odszukujemy nasze schronisko. Dostajemy klucze do pokoju, rozpakowujemy się częściowo, robimy kawę... chwilę odpoczywamy i snujemy plan na wieczór.
Pomnik przy wyjeździe ze Zwierzyńca © amiga
GreenVelo w drodze do Szczebrzeszyna © amiga
Liceum ogólnokształcące w Szczebrzeszynie © amiga
Ratusz w Szczebrzeszynie © amiga
Pomnik Chrząszcza © amiga
Podobno zabytkowa drewniana kaplica ;) © amiga
Cerkiew pw. Zaśnięcia NMP w Szczebrzeszynie © amiga
Na Szczebrzeszyńskim Kirkucie © amiga
Macewy na terenie kirkutu © amiga
Dość dobrze zachowane © amiga
Kawałek naszej historii © amiga
Synagoga w Szczebrzeszynie © amiga
Robali wszędzie pełno ;) © amiga
To jakieś zabytkowe wersje chrząszczy ;) © amiga
Kościoł pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Szczebrzeszynie © amiga
W końcu ponownie wsiadamy na rowery, tym razem bez sakw kierujemy się do Szczebrzeszyna, korzystamy przy tym z GreenVelo poprowadzonego w tym miejscu wzdłuż drogi wojewódzkiej. 11 km później jesteśmy w Szczebrzeszynie. Samo miasto kojarzyło mi się tylko z Chrząszczem, znajomi którzy tutaj byli też wspominali tylko robala... Bałem się, że przyjechaliśmy tutaj tylko po zdjęcie stawonoga... A miasteczko zaskakuje i to bardzo pozytywnie. Okazuje się, że prócz rzeźby, jest więcej atrakcji. Drewniana kapliczka, zabytkowy kościół, synagoga, kirkut... W sumie kręcimy się po tej dość niewielkiej miejscowości dobrą godzinę :)
Droga przez Kawęczyn © amiga
Drewniane zabudowania :) © amiga
Piękna okolica © amiga
Słońce coraz niżej © amiga
Promienie słońca ukrytego za chmurami © amiga
Kościół pw. św. Izydora w Topólczy © amiga
Pora jednak wrócić na kwaterę, by nie jechać tą samą drogą kierujemy się przez Kawęczyn i Turzyniec. Same miejscowości niewiele wnoszą swoim brakiem czegokolwiek na czym można zawiesić oko, jednak widoki na okolice zapierają dech. Droga znajduje się nieco powyżej okolicy, widać całą dolinę, w oddali drogę, którą jakieś 2 godziny wcześniej jechaliśmy. Słońce coraz niżej, zaczyna się chować za co większymi wzniesieniami.
Ciekawy napis na bramie Zwierzynieckiego cmentarza © amiga
Takie drogi tylko w Zwierzyńcu ;) © amiga
Na szczęście dojeżdżamy do Zwierzyńca, stajemy na chwilę przy sklepie tłok spory, ale musimy zrobić zakupy, na kolację, na śniadanie... Zostaję i pilnuję rowerów, a Karolina udaje się do środka... Obserwuję turystów, miejscowych choć ci są w mniejszości. Chwilę później jesteśmy już w pokoju. Pora zrobić małą przepierkę, ciuchy mogą się spokojnie suszyć przez całą noc i cały jutrzejszy dzień :) Plany rowerowe są z grubsza ustalone, choć wieczorem je doprecyzowujemy. Gdy jest kompletnie ciemno udajemy się powoli na spoczynek. Dobnranoc :)
Dość szybo składamy namiot, tropik suszy się na podeście :), Namiot praży się tuż obok.
W między czasie przygotowujemy śniadanie, gotujemy wodę na kawę i herbatę... Cały czas coś się dzieje...
Czas ucieka nieubłaganie.
Startujemy kilka minut po 9:00...
Wczoraj wieczorem ślęcząc nad mapami ustaliliśmy, że dojedziemy do Zwierzyńca i tam zostaniemy dwie noce w schronisku. Dzisiaj po dojeździe chcielibyśmy jeszcze zahaczyć o Szczebrzeszyn... Może się to uda... cóż zobaczymy. Mapy zarówno te papierowe jak i elektroniczne pokazują nam, że pomiędzy Dąbrowicą, a Sierakowem nie ma kompletnej drogi... trzeba to objechać przez Kurzynę Małą, Średnią i Wielką. Objazd trochę bez sensu, brak DW na tym odcinku jest jeszcze większą zagadką dla nas.
Tanew w okolicach Dąbrowicy © amiga
Rekonstrukcja przejścia granicznego z 1914 r. © amiga
Do Biłgoraju którędy? © amiga
Dzień dobry :) © amiga
Na tym odcinku, nie ma nic specjalnie ciekawego, choć łapiemy się każdej nadarzającej okazji do zrobienia zdjęcia.
Gdy jedziemy lasami jest całkiem przyjemnie, jednak w otwartym terenie słońce już o tak wczesnej porze potrafi wycisnąć z nas siódme poty.
Zaczynamy rozglądać się za jakimś sklepem, ale jest niedziela, te duże są zamknięte na Amen, te małe albo ich nie ma, albo jeszcze nie otwarte, a stacji benzynowej nie ma wcale. Docieramy do Soli, miejscowość jest długa, ale nie ma w niej nic ciekawego, dopiero gdzieś na przedmieściach Biłgoraju trafiamy na coś otwartego i tłumy ludzi kłębiące się przy nim. Stajemy i my...
Wchodzę do środka, trochę to trwa nim wychodzę z zakupami. Ale pora na jakiś baton, na coś do popicia.
Ruszamy dalej z myślą by coś zjeść w Biłgoraju, ciekawe ile zajmie nam zwiedzanie, tym bardziej, że to około połowy wycieczki, planujemy jeszcze zahaczyć o Józefów :)
Cerkiew Prawosławna p.w. Św. Jerzego © amiga
Początkowo miejscowość robi średnie wrażenie na nas, ale... trafiamy do czegoś takiego jak Miasteczko Kresowe, to nowo wybudowane osiedle wzorowane na starych miasteczkach z centralnie postawioną bożnicą. Większość zabudowań jest drewniana, widać, że nie wszystko jest jeszcze skończone, ale już wygląda to niesamowicie, już czuć ten klimat. Pomysł i wykonanie na najwyższym poziomie. Trochę to trwa nim się otrząsamy i jedziemy nieco dalej do Zagrody Sitarskiej.
Miasteczko kresowe © amiga
Plac wewnętrzny miasteczka kresowego © amiga
Centralnie umieszczony budynek w miasteczku kresowym w Biłgoraju © amiga
Zastanawiam się co było pierwowzorem tego budynku © amiga
Gdy okazuje się, że jest otwarta wchodzimy do środka. Opłata 4 zł za wstęp nie jest zbyt wygórowana, początkowo myślałem, że wlecimy tam na kilka minut zrobimy trochę zdjęć i wyjdziemy.., ale osoby oprowadzające opowiadają nam o historii Biłgoraju, o tym miejscu o tym jak udało się zachować tą zagrodę. Taki mini skansen jest miłym przerywnikiem w trakcie wycieczki. Widać, że czuwają nad nim osoby z pasją :)
Zagroda Sitarska © amiga
Wewnątrz zagrody Sitarskiej © amiga
Pomieszczenia dospodarcze © amiga
Maselnicy dawno nie widziałem :) © amiga
Zagroda Sitarska od Środka © amiga
Piękna Sitareczka :) © amiga
Wychodzimy po 40 minutach... wracamy do centrum i krótka narada.... Chyba pora zmienić nieco trasę, Józefów zostawimy sobie na inny dzień, a teraz pojedziemy najkrótszą drogą do Zwierzyńca. Przed tym jednak coś zjemy. Chwilę wcześniej minęliśmy jakiś bar, był otwarty. Wracamy więc do niego i wchodzimy do środka. Może nie jest to wypasiona restauracja, ale jedzenie jest podane szybko, sprawnie i jest całkiem przyzwoite, choć pewnie Magda Gessler by się przyczepiała do posiłków ;)
Najedzeni wychodzimy, wsiadamy na rowery i postanawiamy przejechać odcinek do Zwierzyńca drogą wojewódzką. Gdzieś przed rogatkami Biłgoraju zrównuje się z nami miejscowy rowerzysta, chwilę rozmawiamy i proponuje nam odbicie na pobliskie źródełka. Twierdzi, że to niedaleko, pojedziemy bocznymi drogami, ścieżkami... Trochę się obawiamy jazdy po piasku, ale dajemy się przekonać i podążamy za nim gawędząc sobie miło :)
Docieramy do źródeł rzeki Stok, na mapie nie mamy ich zaznaczonych, takie miejsca znają tylko mieszkańcy, lokalni turyści i rowerzyści... my mieliśmy szczęście że trafiliśmy na jednego z nich. Trochę jest mi przykro z tego powodu, że nie pamiętam imienia naszego kompana. Może kiedyś to przeczyta? A może spotkamy się gdzieś na szlakach...?
Źródła rzeki Stok © amiga
Jesteśmy w Zwierzyńcu © amiga
Od źródełek jedziemy w trójkę jeszcze przez kilka km do Panasówki i nieco dalej na wysokość wzgórza Polak. Dopiero tutaj się rozstajemy, zostało nam kilka km przez las do Zwierzyńca, w większości z górki :) W pierwszej kolejności odszukujemy nasze schronisko. Dostajemy klucze do pokoju, rozpakowujemy się częściowo, robimy kawę... chwilę odpoczywamy i snujemy plan na wieczór.
Pomnik przy wyjeździe ze Zwierzyńca © amiga
GreenVelo w drodze do Szczebrzeszyna © amiga
Liceum ogólnokształcące w Szczebrzeszynie © amiga
Ratusz w Szczebrzeszynie © amiga
Pomnik Chrząszcza © amiga
Podobno zabytkowa drewniana kaplica ;) © amiga
Cerkiew pw. Zaśnięcia NMP w Szczebrzeszynie © amiga
Na Szczebrzeszyńskim Kirkucie © amiga
Macewy na terenie kirkutu © amiga
Dość dobrze zachowane © amiga
Kawałek naszej historii © amiga
Synagoga w Szczebrzeszynie © amiga
Robali wszędzie pełno ;) © amiga
To jakieś zabytkowe wersje chrząszczy ;) © amiga
Kościoł pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Szczebrzeszynie © amiga
W końcu ponownie wsiadamy na rowery, tym razem bez sakw kierujemy się do Szczebrzeszyna, korzystamy przy tym z GreenVelo poprowadzonego w tym miejscu wzdłuż drogi wojewódzkiej. 11 km później jesteśmy w Szczebrzeszynie. Samo miasto kojarzyło mi się tylko z Chrząszczem, znajomi którzy tutaj byli też wspominali tylko robala... Bałem się, że przyjechaliśmy tutaj tylko po zdjęcie stawonoga... A miasteczko zaskakuje i to bardzo pozytywnie. Okazuje się, że prócz rzeźby, jest więcej atrakcji. Drewniana kapliczka, zabytkowy kościół, synagoga, kirkut... W sumie kręcimy się po tej dość niewielkiej miejscowości dobrą godzinę :)
Droga przez Kawęczyn © amiga
Drewniane zabudowania :) © amiga
Piękna okolica © amiga
Słońce coraz niżej © amiga
Promienie słońca ukrytego za chmurami © amiga
Kościół pw. św. Izydora w Topólczy © amiga
Pora jednak wrócić na kwaterę, by nie jechać tą samą drogą kierujemy się przez Kawęczyn i Turzyniec. Same miejscowości niewiele wnoszą swoim brakiem czegokolwiek na czym można zawiesić oko, jednak widoki na okolice zapierają dech. Droga znajduje się nieco powyżej okolicy, widać całą dolinę, w oddali drogę, którą jakieś 2 godziny wcześniej jechaliśmy. Słońce coraz niżej, zaczyna się chować za co większymi wzniesieniami.
Ciekawy napis na bramie Zwierzynieckiego cmentarza © amiga
Takie drogi tylko w Zwierzyńcu ;) © amiga
Na szczęście dojeżdżamy do Zwierzyńca, stajemy na chwilę przy sklepie tłok spory, ale musimy zrobić zakupy, na kolację, na śniadanie... Zostaję i pilnuję rowerów, a Karolina udaje się do środka... Obserwuję turystów, miejscowych choć ci są w mniejszości. Chwilę później jesteśmy już w pokoju. Pora zrobić małą przepierkę, ciuchy mogą się spokojnie suszyć przez całą noc i cały jutrzejszy dzień :) Plany rowerowe są z grubsza ustalone, choć wieczorem je doprecyzowujemy. Gdy jest kompletnie ciemno udajemy się powoli na spoczynek. Dobnranoc :)