Do Chęcin z Karoliną :)
Zaczynamy przy zalewie w Strawczynie. Chmury lekko straszą, pojawiają się pojedyncze krople deszczu, prognozy nic o tym nie wspominały. Mam nadzieję, że nie będzie większej niespodzianki.
Trasa prowadzi nas bocznymi drogami, ale... tutaj prócz lasów niewiele jest. Nawet widoki średnio ciekawe. Zdjęć nie robimy bo... nie ma na czym zawiesić oka. Po około 30 km... stajemy... musi być jakaś fotorelacja, a jest okazja bo za nami jest długi podjazd. Może nie jest stromy ale... był odczuwamy :)
Przed nami nieciekawy fragment drogi © amiga
Mapa otwarta na właściwym fragmencie :) © amiga
Za nami podjazd ;) © amiga
Przed nami trochę lasów :) © amiga
Lekko nie ma, i jak pojawił się podjazd to czeka nas zjazd i kolejny podjazd :), w końcu to już tereny gór Świętokrzyskich, sporo rozmawiamy i nie za bardzo interesujemy się mapami, w efekcie zamiast odbić na Łosinek pojechaliśmy w kierunku Piekoszów ;) Już wiemy, że gratis nadrobimy przynajmniej kilkanaście km by jednak zrealizować plan na dzisiaj ;)
Okolica pięknieje gdy w Zajączkowie skręcamy na Bolmin. Pojawia się więcej podjazdów, w oddali widać coraz więcej wzniesień :), po prostu jest pięknie. Zresztą sam Bolmin też zaskoczył, wieś jest długa z wieloma ciekawymi atrakcjami. Choć dworek jest zaniedbany, zniszczony i z drogi go praktycznie nie widać. Cóż...
Na kolejnej górce © amiga
Kościół pw. Narodzenia NMP w Bolminie © amiga
Bolmin - kościół Narodzenia NMP © amiga
Widoki na pobliskie górki :) © amiga
Resztki dworku w Bolminie © amiga
Nad zalewem Bolmin © amiga
Za Bolminem kierujemy się szlakiem prowadzącym gdzieś z dala od zabudować i... trafiamy na niespodziankę, środkiem drogi płynie rzeka :) Chwila... przecież ostatnio nie padało, a przynajmniej nie tak by utworzyła się rzeka. Zaglądamy na mapy... na mapie jest faktycznie tutaj coś niebieskiego, ale na drodze? Na szczęście obok są kładki... Można przejść, trzeba się jednak spieszyć bo krążą dookoła nas stada wygłodniałych komarów. Chyba dawno nie ucztowały... ;)
Trochę nas zaskoczył szlak ;) © amiga
Nie spodziewaliśmy się czegoś takiego :) © amiga
Po drogiej stronie szlaku jakby inny świat, piękne asfaltowe drogi i... kompletna cisza. Nie ma ludzi, nie ma samochodów, słychać tylko ptaki i szum wiatru w koronach drzew. Obydwoje milkniemy by wsłuchać się w ciszę :)
Zalane wyrobisko w piaskowni w Mostach © amiga
Mosty jak się patrzy © amiga
W Starochęcinach podjeżdżamy pod dworek. Mimo że mapy i rzeczywistość to w tym miejscu 2 różne rzeczy. Podejrzewam, że budowa autostrady nieco zmieniła oblicze okolicy. Trochę na czuja docieramy do dworku, przy którym jest jeszcze Centrum Nauki. Pomysł i wykonanie rewelacja. W parku sporo instalacji (czy raczej maszyn) naukowych. Wyjaśniających działanie różnych rzeczy. Kręcimy się po okolicy dobre kilkanaście minut robiąc zdjęcia.
Centrum Nauki Leonardo Da Vinci © amiga
Dwór Starostów Chęcińskich © amiga
Ogród przy dworze w Chęcinach © amiga
Pomnik przy drodze do Chęcin © amiga
W końcu jednak pora skierować się do Chęcin. Jesteśmy już wygłodniali, a w planie mamy obiad właśnie w Chęcinach. Dość długi ale niezbyt stromy podjazd kieruje nas do zamku. Na parkingu chwila rozmowy, spoglądamy na google, na inne nawigacje, na mapy... Karolina pokazuje, że w pobliżu stadionu jest stary kirkut. Tak więc jedziemy w tamtym kierunku. Droga jednak niespodziewanie się kończy. Okazuje się, że by dotrzeć do cmentarza trzeba się przedrzeć przez wzgórze po wąskich i stromych ścieżkach... Z rowerami nie ma mowy... Zawracamy i jedziemy do Chęcin...
Zamek już widać © amiga
Droga ze stadiony w Chęcinach... chyba ktoś nie lubi piłkarzy i kibiców ;) © amiga
Rynek górny w Chęcinach © amiga
Jest pora obiadowa, chwilę jeszcze krążymy po rynku, a raczej rynkach... bo okazało się, że są 2... górny i dolny... Szukamy jakiejś restauracji, baru, niekoniecznie z pizza czy kebabem. I jak to często bywa jest problem... Bo albo nie interesują nas serwowane dania (czytaj fastfoody), albo nie ma jak i gdzie zostawić rowerów. Do bani... Jednak trafiamy na znak informujący o pierogarni w lekkim oddaleniu od ścisłego centrum. Ryzykujemy.... i okazuje się, że to coś w rodzaju baru mlecznego... To co zamawiamy podane jest szybko i na dokładkę jest smaczne. Choć do pierogów ruskich mógłbym się czepić... za dużo sera, mało przypraw... ale nie były złe.
Po obiedzie kręcimy się jeszcze chwilę po centrum, próbujemy odszukać drogą na kierkut z tej strony... wiemy, że jest, ale... nieszczególnie mamy ochotę na jazdę terenową. Cóż... te miejsce zostawiamy na kiedyś... Pora powoli skierować się do Strawczyna.
Synagoga w Chęcinach © amiga
Zamek w Chęcinach od strony miasta © amiga
A może do jaskini Raj? © amiga
Oczywiście nasze drogi nie prowadzą po linii prostej ;) Zresztą to nie miałoby sensu... Woliny pojechać trochę okrężnie, ale coś zwiedzić, odwiedzić. Odszukujemy szlak Green Velo i nim planujemy poruszać się przez większość powrotnej drogi. Sposób jego wytyczenia jest o tyle dobry, że nie pomija atrakcji po drodze. A jeżeli już, to są stosowne informacje o tym, że warto odbić na chwilę...
Kościół Przemienienia Pańskiego w Białogonie (Kielce) © amiga
Takie DDRki mile widziane :) © amiga
Szutry też potrafią cieszyć :) © amiga
Na Green Velo © amiga
Podjeżdżamy do Podzamcza w okolicach Piekoszowa. Stajemy przy ruinach zamku. Podjeżdżamy bliżej, da się wejść, do środka. Widać, że to miejsce jest wykorzystywane przez okolicznych pijaczków, czy okoliczną młodzież, w różnych celach. Przyczynili się do tego także miejscowi ekolodzy demontując wrota wejściowe. W środku trzeba troszkę uważać, ale gdy patrzy się pod nogi nie ma powodów do obaw. Sesja jest udana, gdy jednak wychodzimy stamtąd widzę, że w tylnym kole nie mam powietrza... Cóż... 10-15 minut postoju i wymiana dętki... Pewnie trafiłem na jakieś szkło, bo tego tutaj jest pełno...
Pałac Tarłów © amiga
Chyba nie tego spodziewałem się w środku © amiga
Aż prosi się by te ruiny zagospodarować. © amiga
Widoki z okien wieży © amiga
Rowerki czekają :) © amiga
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Zwiedzając ruiny © amiga
Można wejść kawałek po schodach, widoki z góry też są ciekawe © amiga
W końcu ruszamy dalej do Oblęborka, co jakiś czas zerkamy na mapy... i oczywiście nie jedziemy tak jak planowaliśmy, na wysokości Chełmic naprawiamy nasz błąd, a przy okazji podjeżdżamy w okolice kościoła i zboru Ariańskiego. Może 2 km przed Oblęborkiem czuję, że pływa mi tylne koło... Staję... znowu pana... Co jest? Chyba pora wymienić oponę tylną. Ta może zrobiła ze 4000km, ale coś czuję, że już pora na wymianę... Tym bardziej, że zbliża się termin kolejnej wyprawy, a takich niespodzianek nie chcę...
Chyba jest gorąco ;) - zostawiliśmy ślad dla potomnych ;) © amiga
Dookoła pola © amiga
Dwór obronny w Chełmicach © amiga
Dwór obronny, a także zbór Ariański © amiga
Po kolejnej przymusowej przerwie wracamy na szlak i wkrótce meldujemy się przy muzeum Henryka Sienkiewicza. Robimy kilka zdjęć zza płotu. Za bilety nie chcemy płacić, bo i tak z nich nie skorzystamy. Do środka nie wejdziemy... rowerów nie zostawimy samych. A płacić tylko po to by zrobić fotę dworku z ogrodu może 5 minut pokręcić się po nim... To nie nasza bajka...
Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku © amiga
Widok na dworek © amiga
Na teren niestety bez biletów nie wjedziemy © amiga
Do zalewu w Strawczynie nie ma daleko, wkrótce jesteśmy na miejscu. Zaskoczyła nas liczba ludzi... są ich setki... trudno się przecisnąć, a musimy się popakować i jakoś wyjechać...
Zalew w Strawczynie © amiga
Na mecie jeszcze chwilę czasu spędzamy przy bananach, które jeździły z nami dzielnie przez cały dzień. Popijamy herbatą... Jednak musimy wracać...
Dzięki Karolina za kolejny wspólny wyjazd :) Za wypad w nieznane...