Wtorek wieczór
Wtorek, 27 października 2015
· Komentarze(0)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Wyjeżdżam coś po 16:30, jeszcze resztki słońca oświetlają drogę... lampki więc mogą zostać wyłączone. Planowałem dzisiaj wjechać na leśne ścieżki wąskie, jednak informacja z inpostu zmieniła moje plany, muszę podjechać do paczkomatu i odebrać przesyłkę. Gnam więc szosami... jest dość luźno, pomimo tego, że święto za pasem :)
Lampki odpalam dopiero gdy wjeżdżam do lasku Makoszowskiego... dopiero tam pomiędzy drzewami widoczność spadam i to dość mocno, na dokładkę pojawiają się piesi... ninja :)... z psami ninja... ;P muszę zwolnić i jechać uważniej. W którymś momencie zaskakuje mnie coś małego, odblaskowego... biegającego z prawej na lewo i z powrotem. Okazuje się, że to pieszy ninja miał na lince odblaskowego zwierzaka :)... Dobre i to ;p Droga przebiegłą bez zakłuceń, bez wariatów i z pięknym księżycem w pełni :) początkowo lekko za chmurami, później już świecił pełnią blasku... oświetlając mi drogę... :)
Przy paczkomacie spędziłem kilkadziesiąt sekund, zastanawiałem się tylko jak mam ją dalej wieźć do domu, w końcu okazało się, że pomimo swojej kanciastości i gabarytom nieźle się trzyma w uchwycie na bidon :)... Do domu i tak było już niedaleko... więc nawet gdybym miał ją trzymać w ręce, to nie sprawiło by to problemów, jednak pora chyba wrócić do większego plecaka... tylko co tu kupić?
Bo wymagania z biegiem czasu rosną :), niestety ceny też ;p
W domu chwila na sprawdzenia zawartości paczki... wszystko jest... kilka łańcuchów, spinki do nich, kółka przerzutek..., kasety przyszły w piątek, więc brakuje tylko jednej korny i tarcz do drugiego napędu... i będzie kompletny zapas :), ale nie wymienię nic do końca zimy... a przynajmniej taki mam plan, chyba, że napęd odmówi współpracy... Zresztą co by nie mówić ten jest powoli rekordzistą :) Ten w Giancie... a myślę, że przynajmniej do końca roku na nim jeszcze pojeżdżę...
Nad stawem Barbara w okolicach Giszowca © amiga
Lampki odpalam dopiero gdy wjeżdżam do lasku Makoszowskiego... dopiero tam pomiędzy drzewami widoczność spadam i to dość mocno, na dokładkę pojawiają się piesi... ninja :)... z psami ninja... ;P muszę zwolnić i jechać uważniej. W którymś momencie zaskakuje mnie coś małego, odblaskowego... biegającego z prawej na lewo i z powrotem. Okazuje się, że to pieszy ninja miał na lince odblaskowego zwierzaka :)... Dobre i to ;p Droga przebiegłą bez zakłuceń, bez wariatów i z pięknym księżycem w pełni :) początkowo lekko za chmurami, później już świecił pełnią blasku... oświetlając mi drogę... :)
Przy paczkomacie spędziłem kilkadziesiąt sekund, zastanawiałem się tylko jak mam ją dalej wieźć do domu, w końcu okazało się, że pomimo swojej kanciastości i gabarytom nieźle się trzyma w uchwycie na bidon :)... Do domu i tak było już niedaleko... więc nawet gdybym miał ją trzymać w ręce, to nie sprawiło by to problemów, jednak pora chyba wrócić do większego plecaka... tylko co tu kupić?
Bo wymagania z biegiem czasu rosną :), niestety ceny też ;p
W domu chwila na sprawdzenia zawartości paczki... wszystko jest... kilka łańcuchów, spinki do nich, kółka przerzutek..., kasety przyszły w piątek, więc brakuje tylko jednej korny i tarcz do drugiego napędu... i będzie kompletny zapas :), ale nie wymienię nic do końca zimy... a przynajmniej taki mam plan, chyba, że napęd odmówi współpracy... Zresztą co by nie mówić ten jest powoli rekordzistą :) Ten w Giancie... a myślę, że przynajmniej do końca roku na nim jeszcze pojeżdżę...
Nad stawem Barbara w okolicach Giszowca © amiga