Poniedziałek rano
Poniedziałek, 23 marca 2015
· Komentarze(1)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Obudziłem się o 5:20… spojrzałem na temperaturę za oknem… i poszedłem dalej spać… do 6:00… dopiero wtedy zacząłem się powoli zbierać, mimo
wszystko robiłem to dość niechętnie… za oknem było "tylko" -3…. świeciło
słońce i była szansa, że temperatura się poprawi… Zjadłem śniadanie, ubrałem
się zobaczyłem czy nic się nie zmieniło na świecie… wg TVP Info… i w
okolicy 7:10… wyszedłem na zewnątrz… Było podejrzanie ciepło…
Termometr niby pokazywał ujemną temperaturę, jednak miałem wrażenie, że jest cieplej… to chyba efekt tego grzejącego słońca, pewnie w cieniu byłoby sporo chłodniej, dobrze że wiatr był niewielki, w zasadzie nie liczył się dzisiaj.
Ruszyłem..., przez pierwsze 10 minut było mi chłodno w palce rąk… pierwsza górka rozwiązała ten problem. Rozgrzałem się i pognałem dalej… wczoraj jeszcze myślałem, że pojadę lasami, jednak zbyt późno wyjechałem.
Pozostały szosy…
Jakiś rozkojarzony chyba jestem, w Rudzie Śląskiej zaliczyłem slalom na przejściu dla pieszych… nagle weszli na jezdnię tuż przed kołem… zjechałem bardziej na środek i chyba tylko to uratowało nas przed zderzeniem… W Zabrzu dla odmiany autobus chyba 7-ka ni z gruchy nie z pietruchy skręciła nagle w lewo – w jego lewo, a jechał z naprzeciwka, co skutecznie zablokowało mi drogę, a że jechałem dość szybko bo było z górki – jakieś 35km/h więc musiałem awaryjnie hamować…
Ciekawe czy gdybym jechał samochodem to kierowca autobusu zrobiłby dokładnie taki sam manewr ryzykując kolizję? To chyba nie był idealny dzień na jazdę, zdaje się, że niektórym piątkowe zaćmienie słońca rzuciło się na głowy….
Jakieś 2 km dalej wjechałem w krótki odcinek parku Zabrzańskiego.
W Gliwicach pierwsze co mnie przywitało to zamknięty przejazd kolejowy… swoje musiałem odstać, podobnie jak kilkadziesiąt samochodów… W tym miejscu rzadko, spotyka się pociągi, ale jeżeli już jedzie to często i 10 minut jest z głowy… Swoje odstałem i pognałem do pracy, nie było już żadnych niespodzianek…
Śniadanie..., a może kolacja? © amiga
Termometr niby pokazywał ujemną temperaturę, jednak miałem wrażenie, że jest cieplej… to chyba efekt tego grzejącego słońca, pewnie w cieniu byłoby sporo chłodniej, dobrze że wiatr był niewielki, w zasadzie nie liczył się dzisiaj.
Ruszyłem..., przez pierwsze 10 minut było mi chłodno w palce rąk… pierwsza górka rozwiązała ten problem. Rozgrzałem się i pognałem dalej… wczoraj jeszcze myślałem, że pojadę lasami, jednak zbyt późno wyjechałem.
Pozostały szosy…
Jakiś rozkojarzony chyba jestem, w Rudzie Śląskiej zaliczyłem slalom na przejściu dla pieszych… nagle weszli na jezdnię tuż przed kołem… zjechałem bardziej na środek i chyba tylko to uratowało nas przed zderzeniem… W Zabrzu dla odmiany autobus chyba 7-ka ni z gruchy nie z pietruchy skręciła nagle w lewo – w jego lewo, a jechał z naprzeciwka, co skutecznie zablokowało mi drogę, a że jechałem dość szybko bo było z górki – jakieś 35km/h więc musiałem awaryjnie hamować…
Ciekawe czy gdybym jechał samochodem to kierowca autobusu zrobiłby dokładnie taki sam manewr ryzykując kolizję? To chyba nie był idealny dzień na jazdę, zdaje się, że niektórym piątkowe zaćmienie słońca rzuciło się na głowy….
Jakieś 2 km dalej wjechałem w krótki odcinek parku Zabrzańskiego.
W Gliwicach pierwsze co mnie przywitało to zamknięty przejazd kolejowy… swoje musiałem odstać, podobnie jak kilkadziesiąt samochodów… W tym miejscu rzadko, spotyka się pociągi, ale jeżeli już jedzie to często i 10 minut jest z głowy… Swoje odstałem i pognałem do pracy, nie było już żadnych niespodzianek…
Śniadanie..., a może kolacja? © amiga