po ciemku i błocie :)
Poniedziałek, 17 lutego 2014
· Komentarze(0)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, W jedną stronę
AC / DC - HELLS BELLS
Jest po 17:00 późno..., miałem wyjść wcześniej...
Ruszam i wiem jedno, pora przetestować nową lampkę w terenie, profilaktycznie mam drugą starą na kierownicy oraz czołówkę Biedronkowską na głowie...
Wyjeżdżam z Gliwic i hyc do lasku Makoszowskiego, pierwsza próba to błotniste pobojowisko w okolicy budowy DTŚki, nie była to próba dla lampki, tylko raczej dla roweru, nie spodziewałem się aż tak głębokiego błota, wczorajsze mycie diabli wzięli..., teraz nawet nie zastanawiam się czy jechać drogami czy lasami... Odpowiedź jest jedna. Jak.... cały rower jest up...y to nie zrobi mu już żadnej różnicy przecioranie po terenie. Spodziewam się problemów w okolicach starej hałdy w Makoszowach i... nie mylę się...
Musi być kilka tygodni słonecznych by droga ta stała się w pełni przejezdna, bokami po nieco mniejszym błocie udaje mi się przejechać, pomimo tego, że koła kręcą się w miejscu... prędkość spada do kilku km/h. Koła wyraźnie zwiększyły swoją szerkość, to już nie 700x40... to 700x2.1", kilka kg więcej do uciągnięcia... Wydawało mi się, że dalej będzie już lepiej..., pomyłka, wycinka drzew i ciężki sprzęt zrobiły swoje. Za to z opon powoli odpada warstwa błota...
Dobrze że widzę na kilkadziesiąt metrów do przodu, kilka razy przebiegają mi drogę sarny, tyle, że przy takiej prędkości nie zagrażam im ani one mnie :)
Nieco lepiej prezentuje się odcinek pomiędzy Kończycami, a Halembą..., to co uskuteczniam można nawet nazwać jazdą :)
Krótki odcinek szos na Halembie i w Starej Kuźni ponownie wbijam się w las, dolina Jamny wita mnie rozmiękłą ziemią, głębokimi koleinami, tutaj nie ma mowy o jeździe, jest gorzej niż na hałdzie w Makoszowach, kilkadziesiąt metrów muszę podprowadzić rower...
Dzieje się...
Przy drodze na hałdę w Panewnikach natykam się na pociąg... chwila przerwy i ruszam w dalszą podróż, tyle, że już niedaleką, w ciągu kilku minut dojeżdżam do asfaltu...
Jeszcze krótki odcinek terenu na końcu Bałtyckiej, gdzie doganiam jakiegoś zupełnie nieoświetlonego "niedzielnego" bikera, tyle, że dzisiaj widzę go ze 100m :)
15 min później jestem w domu, rower wygląda tak jak przed wyjazdem na Helenkę... w niedzielę, szkoda go było myć ;P
Potwór Bajką zwany - zdjęcie sprzed dokładnie roku :) © amiga
Jest po 17:00 późno..., miałem wyjść wcześniej...
Ruszam i wiem jedno, pora przetestować nową lampkę w terenie, profilaktycznie mam drugą starą na kierownicy oraz czołówkę Biedronkowską na głowie...
Wyjeżdżam z Gliwic i hyc do lasku Makoszowskiego, pierwsza próba to błotniste pobojowisko w okolicy budowy DTŚki, nie była to próba dla lampki, tylko raczej dla roweru, nie spodziewałem się aż tak głębokiego błota, wczorajsze mycie diabli wzięli..., teraz nawet nie zastanawiam się czy jechać drogami czy lasami... Odpowiedź jest jedna. Jak.... cały rower jest up...y to nie zrobi mu już żadnej różnicy przecioranie po terenie. Spodziewam się problemów w okolicach starej hałdy w Makoszowach i... nie mylę się...
Musi być kilka tygodni słonecznych by droga ta stała się w pełni przejezdna, bokami po nieco mniejszym błocie udaje mi się przejechać, pomimo tego, że koła kręcą się w miejscu... prędkość spada do kilku km/h. Koła wyraźnie zwiększyły swoją szerkość, to już nie 700x40... to 700x2.1", kilka kg więcej do uciągnięcia... Wydawało mi się, że dalej będzie już lepiej..., pomyłka, wycinka drzew i ciężki sprzęt zrobiły swoje. Za to z opon powoli odpada warstwa błota...
Dobrze że widzę na kilkadziesiąt metrów do przodu, kilka razy przebiegają mi drogę sarny, tyle, że przy takiej prędkości nie zagrażam im ani one mnie :)
Nieco lepiej prezentuje się odcinek pomiędzy Kończycami, a Halembą..., to co uskuteczniam można nawet nazwać jazdą :)
Krótki odcinek szos na Halembie i w Starej Kuźni ponownie wbijam się w las, dolina Jamny wita mnie rozmiękłą ziemią, głębokimi koleinami, tutaj nie ma mowy o jeździe, jest gorzej niż na hałdzie w Makoszowach, kilkadziesiąt metrów muszę podprowadzić rower...
Dzieje się...
Przy drodze na hałdę w Panewnikach natykam się na pociąg... chwila przerwy i ruszam w dalszą podróż, tyle, że już niedaleką, w ciągu kilku minut dojeżdżam do asfaltu...
Jeszcze krótki odcinek terenu na końcu Bałtyckiej, gdzie doganiam jakiegoś zupełnie nieoświetlonego "niedzielnego" bikera, tyle, że dzisiaj widzę go ze 100m :)
15 min później jestem w domu, rower wygląda tak jak przed wyjazdem na Helenkę... w niedzielę, szkoda go było myć ;P
Potwór Bajką zwany - zdjęcie sprzed dokładnie roku :) © amiga