po pracy
Wracam z pracy, jest stosunkowo późno, ale podobnie jak rano nie mam ochoty na jazdę szosami, nie czyję się dzisiaj na siłach, aby walczyć ze zmęczeniem na drogach, zbyt niezbezpieczne. Wjeżdżam w Sośnicy na hałdę i gnam lasami...
Niby wszystko ok, niby sucho. W zasadzie nic się ciekawego nie dzieje aż do... lasów panewnickich. Tam masa błota, na jednym takim placku rower ucieka mi...., wbijam się w jakieś krzaczory, ląduję na boku chwytając jakieś gałęzie, walę kolanem w cegłówkę leżąca na poboczu, co ona to robi...
Czuję nieziemski ból, klnę siarczyście..., mija kilka minut zanim dochodzę do siebie... kolano boli jak diabli...
Dojeżdżam do domu, sprawdzm co z kolanem. Paskudnie to wygląda, ale jest całe, tyle, że zerwany naskórek i kawałek wydepilowany.
Ciekawe co będzie jutro.
Kwiatek z sierpnia© amiga