Powrót z pracy, z dworca PKP na kijkach trekingowych, coś czuję, że kije zostaną na dłużej, świetnie się sprawdzają, trochę to zaskakuje, bo długo musiałem do nich dorastać... Prędkość powrotna całkiem przyzwoita, nawet trochę mnie zaskoczyła, Puls coraz niższy, chyba się przyzwyczajam :)
Trzeci wypad na kijach, tym razem w dzień, wyjście do pobliskiego lasu, plan to około 2 godzin... a ile wyjdzie to wyjdzie.
Pogoda dość przyjemna, nie wieje, świeci słońce, jest drugi dzień świąt, w lesie całkiem spory ruch.. masa spacerowiczów, biegaczy i tylko ja na kijach, tym razem na tych właściwych do Nordic Walkingu :)
po drodze tylko jedna przerwa przy leśnej kapliczce i może jeszcze ze 2- 3 krótsze... takie 1-2 minutówki.
Po powrocie czuję zmęczenie, za to zakwasów zero... :)
Trochę przerwy między kijami... tym razem na kijach trekingowych, składanych, mieszczących się w plecaku, tak więc dorobiłem się drugiego kompletu. Pierwsze te "prawdziwe" do Nordic Walkingu, nie sprawdzają się na trasie z dworca do domu, głównie przez swój rozmiar po złożeniu, mają około 65 cm, Te nowe trekingowe składają się do 40 cm :) Zdecydowanie lepiej.
Trochę z opóźnieniem robiony wpis, ale zostałem do tego namówiony więc postanowiłem co nieco uzupełnić.
Od jakiegoś czasu nosiło mnie by oprócz rowera robić coś jeszcze, jestem osobą wybitnie nie lubiącą aktywności "stacjonarnych", włączywszy w to rowerek, siłownia itp po prostu nudzi, muszę czuć wiatr, obrazy przede mną muszą się zmieniać, odpalanie TV niczego nie zmienia. Jestem stworzony do terenu... Bieganie jakiś czas temu odpuściłem, uszkodziłem sobie staw biodrowy, a druga sprawa, to najlepiej jest gdy mogę to coś uprawiać w drodze do i z pracy. Padło na Nordic Walking.
Zamówione kije przyszyły, więc trzeba było je przetestować, dystans może niewielki, bo z dworca PKP w Katowicach do domu, jednak czułem, że coś przeszedłem... Kolejne 3 dni zakwasów :), myślałem, że to już mnie nie dopadnie....