Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień czwarty
Wtorek, 18 sierpnia 2015
· Komentarze(3)
Kategoria do 136km, W jedną stronę, W towarzystwie, Wyprawy z Karoliną
Po dość długiej i chłodnej nocy... zbieramy się powolutku, to ostatni nocleg w Starym Folwarku... dzisiaj ruszamy w nieznane... a w zasadzie w znane :)... Musimy dotrzeć do Goniądza... Nawigacje twierdzą że mamy do przejechania około 85 km... W sumie niedużo... jednak po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy będziemy jechać z sakwami. Jak będzie? Nikt z nas tego nie wie... będziemy jednak wybierać asfalty, powinno być szybciej...
Po krótkim pożegnaniu z rodzicami Karoliny ruszamy na Leszczewek gdzie musimy zdecydować którędy jechać... wybieramy szlak na Cimochowiznę, w miejscu gdzie jesteśmy wygląda w porządku... Po kilku kilometrach pojawia się szutr, piach, ścieżki leśne... miejscami nie ma możliwości by jechać... musimy przepchnąć rowery... to nie był najlepszy wybór, z drugiej strony lepiej na początku drogi niż pod jej koniec... obiecujemy sobie, że drugi raz nie wjedziemy w teren...
Gdy wyjeżdżamy w okolicach Sobolewa musimy zrobić krótką przerwę, dopiero 10km za nami... i ponad 40 minut... dalej muszą być szosy..., musi być asfalt inaczej do Goniądza będziemy jechać ze 2 dni :)
Chwila wytchnienia po terenowym odcinku © amiga
W okolicach Płociszna wbijamy się na starą ósemkę..., ruch samochodów ciężarowych i pewnie też części osobówek został przeniesiony na pobliską S61... więc nie mamy obaw pakując się na tą drogę, tym bardziej, że jest dość szerokie asfaltowe pobocze...
Od razu jedzie się inaczej... szybciej... rowery same pędzą... czy to z górki, czy pod górkę, prędkość praktycznie nie spada poniżej 25km/h... chyba zwariowaliśmy...
Piorunem docieramy do Augustowa... tam mała przerwa, na szybkie drugie śniadanie :)... na wysłanie kartek pocztowych...
To niby 40-ty kilometr... z grubsza połowa drogi... gdyby tak było dalej....
Wyjeżdżamy z Augustowa.... trochę zamieszania na podwójnym rondzie, na przebudowanym węźle z 8, mapy twierdzą jedno, rzeczywistość jest jednak inna... Czeka nas na szczęście dość krótki odcinek do Białobrzegów, tam już odbijemy na boczne drogi z dala od ruchu Tirowego...
Po wjechaniu na właściwą drogę, różnica jest niesamowita, samochody mijają nas co kilka minut... czasami rzadziej, część drogi jest w lesie, w cieniu, więc słońce tak bardzo nie przeszkadza...
Na wysokości Grabowych Grądów widzę znak... sklep 50m podjeżdżamy i z daleka widać leżący rower i jakiegoś gościa siłującego się z nim... żartuje, że pewnie niektórzy się już dzisiaj zmęczyli... Gdy podjeżdżamy bliżej... okazuje się,. że osobników jest 2... i pomimo tego, że jest jeszcze przed południem są nieźle wstawieni...
Na dokładkę sklep jest zamknięty, przerwa od godziny 10:30 - 13:30... trudno.. będzie następny....
Robimy jednak mały błąd, ale o tym dowiaduję się dopiero 2 tygodnie później, w Grabowych Grądach jest jedna z 4 Molenn istniejących w Polsce, 2 odwiedziliśmy wczoraj... ta była by trzecia... Cóż... będzie okazja kiedy indziej... może za rok podczas kolejnej eskapady?
Dalsza droga jest może trochę monotonna... kilkanaście kilkometrów gdzie niby mijamy kolejne małe miejscowości składające się z kilku domów, ale głównie mamy pola i lasy... i drogę cały czas prosto, prosto, prosto....
Dopiero zatrzymujemy się przy śluzie w Dębowie... jakieś urozmaicenie i chyba pierwsze spotkanie z Biebrzą... teraz będzie nam towarzyszyła przez kolejne kilka km :)
Przystanek w pobliżu śluzy Dębowo © amiga
Nad Biebrzą © amiga
Karolina coś wypatrzyła © amiga
Z tego poziomu też ciekawie © amiga
Pod mostem © amiga
Ostatni rzut oka na rzekę © amiga
Śluza Dębowo © amiga
Nie ma kajakarzy © amiga
Przy śluzie spotykamy lokalnych wędkarzy... pytam o sklep.... jedyny jest 2km na północ w kierunku Polkowa... to nie nasz kierunek... trudno... do Goniądza nie powinno być już daleko... więc darujemy sobie takie eskapady...
Wkrótce ruszamy, drogą wzdłuż Biebrzy.. wadą jej jest to, że cały czas jest to otwarty teren a temperatura powyżej 30 stopni nie pomaga, słońce wypala... Przejechaliśmy ponad 70km... więc powinno zostać nie więcej niż 15...
Jakie jest nasze zaskoczenie gdy pojawia się znak 30km... a asfalt zmienia się w szuter z tarką na całej szerokości... Prędkość momentalnie spada... trzeba kurczowo trzymać kierownicę i uważać na drogę...
W którymś momencie czuję silny ból poniżej kolana..., zatrzymuję się, spoglądam w dół... osa mnie użądliła... masakra.. za co? Jak chciała wysiąść, mogła poprosić, a nie korzystać z hamulca bezpieczeństwa...
Tutaj z tym nic nie zrobimy, trochę piecze, ale to wszystko, nie jestem uczulony, więc efektem będzie tylko profilaktyka przeciwreumatyczna :)...
Gdy w końcu przejeżdżamy przez most w Dolistowie... i czujemy znów asfalt pod kołami... poprawiają nam się humory... gdy nieco dalej trafiamy na sklep... już jest bardzo dobrze... rzekłbym jest idealnie... zajadamy banany... popijamy i... ruszamy dalej... do Goniądza już niedaleko...
Tym razem już nieco główniejszą drogą 670, miejscami widzimy budowaną Green Velo, jak się okaże, jeszcze nie raz w trakcie tej wyprawy będziemy mieli okazję się z nią spotkać... Na tą chwilę to wariant piaszczysty, ale widać, że coś się dzieje... :)
W Goniądzu odszukujemy kwaterę, chwila rozmowy z właścicielami, bardzo miłym starszym małżeństwem... rowery będą nocować w garażu... zamknięte, bezpieczne, a my dostajemy przyzwoitą kwaterę, do dyspozycji wielka kuchnia, jadalnia, sala telewizyja..., na dokładkę do dostępne są mapy okolicy, przewodniki... coś pięknego
Bierzmy po cukierku na czarną godzinę...
Lubię tu być :) © amiga
i jedziemy szukać restauracji... (sakwy zostały w pokoju) chwila kluczenia i dopiero mieszkańcy wskazują nam drogą do hotelu... tam... przeglądamy menu... wybieramy coś... a w zasadzie poprosiłem by pani kelnerka coś zaproponowała... dostałem Policzki wołowe...
Puki nie są to golonka czy żeberka to może być... nie wiem jak smakują, nie wiem czy będą dobre, po prostu jedna wielka niewiadoma...
Ale muszę przyznać, że jedzenie jest na niezłym poziome... Zanim podano do stołu... Skorzystaliśmy z możliwości przejścia się po pomoście nieco bardziej wgłąb Biebrzy...
Zacumowane łodzie © amiga
Rozlewiska Biebrzy © amiga
Pomost przy restauracji/hotelu © amiga
Z pełnymi brzuchami ruszamy na Ossowiec... to tamtejszej twierdzy, w planie zrobienie kilku zdjęć i powrót na kwaterę...
W Ossowcu lekkie rozczarowanie... twierdza dostępna jest ledwie przez kilak godzin, na dokładkę bilety + opłacenie przewodnika to około 100zł... na 2 osoby... zupełnie bez sensu... okazuje się, że dzisiaj tam nie wejdziemy... nie popstrykamy zdjęć... trudno... może kiedy indziej...
Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu © amiga
Wojsko Polskie © amiga
Zawracamy do Goniądza, jeszcze zdjęcie przy pięknym asfaltowym GreenVelo... gdyby taka była na całej długości... marzenia...
Piękna modelka reklamuje Green Velo :) © amiga
Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu © amiga
Kościół św. Agnieszki © amiga
Wewnątrz kościoła © amiga
Dojeżdżamy na kwaterę... już umęczeni, jeszcze tylko prognoza pogody i pora powolutku kłaść się spać... na jutro planowany jest najdłuższy odcinek z całej wyprawy... około 150km...
Po krótkim pożegnaniu z rodzicami Karoliny ruszamy na Leszczewek gdzie musimy zdecydować którędy jechać... wybieramy szlak na Cimochowiznę, w miejscu gdzie jesteśmy wygląda w porządku... Po kilku kilometrach pojawia się szutr, piach, ścieżki leśne... miejscami nie ma możliwości by jechać... musimy przepchnąć rowery... to nie był najlepszy wybór, z drugiej strony lepiej na początku drogi niż pod jej koniec... obiecujemy sobie, że drugi raz nie wjedziemy w teren...
Gdy wyjeżdżamy w okolicach Sobolewa musimy zrobić krótką przerwę, dopiero 10km za nami... i ponad 40 minut... dalej muszą być szosy..., musi być asfalt inaczej do Goniądza będziemy jechać ze 2 dni :)
Chwila wytchnienia po terenowym odcinku © amiga
W okolicach Płociszna wbijamy się na starą ósemkę..., ruch samochodów ciężarowych i pewnie też części osobówek został przeniesiony na pobliską S61... więc nie mamy obaw pakując się na tą drogę, tym bardziej, że jest dość szerokie asfaltowe pobocze...
Od razu jedzie się inaczej... szybciej... rowery same pędzą... czy to z górki, czy pod górkę, prędkość praktycznie nie spada poniżej 25km/h... chyba zwariowaliśmy...
Piorunem docieramy do Augustowa... tam mała przerwa, na szybkie drugie śniadanie :)... na wysłanie kartek pocztowych...
To niby 40-ty kilometr... z grubsza połowa drogi... gdyby tak było dalej....
Wyjeżdżamy z Augustowa.... trochę zamieszania na podwójnym rondzie, na przebudowanym węźle z 8, mapy twierdzą jedno, rzeczywistość jest jednak inna... Czeka nas na szczęście dość krótki odcinek do Białobrzegów, tam już odbijemy na boczne drogi z dala od ruchu Tirowego...
Po wjechaniu na właściwą drogę, różnica jest niesamowita, samochody mijają nas co kilka minut... czasami rzadziej, część drogi jest w lesie, w cieniu, więc słońce tak bardzo nie przeszkadza...
Na wysokości Grabowych Grądów widzę znak... sklep 50m podjeżdżamy i z daleka widać leżący rower i jakiegoś gościa siłującego się z nim... żartuje, że pewnie niektórzy się już dzisiaj zmęczyli... Gdy podjeżdżamy bliżej... okazuje się,. że osobników jest 2... i pomimo tego, że jest jeszcze przed południem są nieźle wstawieni...
Na dokładkę sklep jest zamknięty, przerwa od godziny 10:30 - 13:30... trudno.. będzie następny....
Robimy jednak mały błąd, ale o tym dowiaduję się dopiero 2 tygodnie później, w Grabowych Grądach jest jedna z 4 Molenn istniejących w Polsce, 2 odwiedziliśmy wczoraj... ta była by trzecia... Cóż... będzie okazja kiedy indziej... może za rok podczas kolejnej eskapady?
Dalsza droga jest może trochę monotonna... kilkanaście kilkometrów gdzie niby mijamy kolejne małe miejscowości składające się z kilku domów, ale głównie mamy pola i lasy... i drogę cały czas prosto, prosto, prosto....
Dopiero zatrzymujemy się przy śluzie w Dębowie... jakieś urozmaicenie i chyba pierwsze spotkanie z Biebrzą... teraz będzie nam towarzyszyła przez kolejne kilka km :)
Przystanek w pobliżu śluzy Dębowo © amiga
Nad Biebrzą © amiga
Karolina coś wypatrzyła © amiga
Z tego poziomu też ciekawie © amiga
Pod mostem © amiga
Ostatni rzut oka na rzekę © amiga
Śluza Dębowo © amiga
Nie ma kajakarzy © amiga
Przy śluzie spotykamy lokalnych wędkarzy... pytam o sklep.... jedyny jest 2km na północ w kierunku Polkowa... to nie nasz kierunek... trudno... do Goniądza nie powinno być już daleko... więc darujemy sobie takie eskapady...
Wkrótce ruszamy, drogą wzdłuż Biebrzy.. wadą jej jest to, że cały czas jest to otwarty teren a temperatura powyżej 30 stopni nie pomaga, słońce wypala... Przejechaliśmy ponad 70km... więc powinno zostać nie więcej niż 15...
Jakie jest nasze zaskoczenie gdy pojawia się znak 30km... a asfalt zmienia się w szuter z tarką na całej szerokości... Prędkość momentalnie spada... trzeba kurczowo trzymać kierownicę i uważać na drogę...
W którymś momencie czuję silny ból poniżej kolana..., zatrzymuję się, spoglądam w dół... osa mnie użądliła... masakra.. za co? Jak chciała wysiąść, mogła poprosić, a nie korzystać z hamulca bezpieczeństwa...
Tutaj z tym nic nie zrobimy, trochę piecze, ale to wszystko, nie jestem uczulony, więc efektem będzie tylko profilaktyka przeciwreumatyczna :)...
Gdy w końcu przejeżdżamy przez most w Dolistowie... i czujemy znów asfalt pod kołami... poprawiają nam się humory... gdy nieco dalej trafiamy na sklep... już jest bardzo dobrze... rzekłbym jest idealnie... zajadamy banany... popijamy i... ruszamy dalej... do Goniądza już niedaleko...
Tym razem już nieco główniejszą drogą 670, miejscami widzimy budowaną Green Velo, jak się okaże, jeszcze nie raz w trakcie tej wyprawy będziemy mieli okazję się z nią spotkać... Na tą chwilę to wariant piaszczysty, ale widać, że coś się dzieje... :)
W Goniądzu odszukujemy kwaterę, chwila rozmowy z właścicielami, bardzo miłym starszym małżeństwem... rowery będą nocować w garażu... zamknięte, bezpieczne, a my dostajemy przyzwoitą kwaterę, do dyspozycji wielka kuchnia, jadalnia, sala telewizyja..., na dokładkę do dostępne są mapy okolicy, przewodniki... coś pięknego
Bierzmy po cukierku na czarną godzinę...
Lubię tu być :) © amiga
i jedziemy szukać restauracji... (sakwy zostały w pokoju) chwila kluczenia i dopiero mieszkańcy wskazują nam drogą do hotelu... tam... przeglądamy menu... wybieramy coś... a w zasadzie poprosiłem by pani kelnerka coś zaproponowała... dostałem Policzki wołowe...
Puki nie są to golonka czy żeberka to może być... nie wiem jak smakują, nie wiem czy będą dobre, po prostu jedna wielka niewiadoma...
Ale muszę przyznać, że jedzenie jest na niezłym poziome... Zanim podano do stołu... Skorzystaliśmy z możliwości przejścia się po pomoście nieco bardziej wgłąb Biebrzy...
Zacumowane łodzie © amiga
Rozlewiska Biebrzy © amiga
Pomost przy restauracji/hotelu © amiga
Z pełnymi brzuchami ruszamy na Ossowiec... to tamtejszej twierdzy, w planie zrobienie kilku zdjęć i powrót na kwaterę...
W Ossowcu lekkie rozczarowanie... twierdza dostępna jest ledwie przez kilak godzin, na dokładkę bilety + opłacenie przewodnika to około 100zł... na 2 osoby... zupełnie bez sensu... okazuje się, że dzisiaj tam nie wejdziemy... nie popstrykamy zdjęć... trudno... może kiedy indziej...
Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu © amiga
Wojsko Polskie © amiga
Zawracamy do Goniądza, jeszcze zdjęcie przy pięknym asfaltowym GreenVelo... gdyby taka była na całej długości... marzenia...
Piękna modelka reklamuje Green Velo :) © amiga
Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu © amiga
Kościół św. Agnieszki © amiga
Wewnątrz kościoła © amiga
Dojeżdżamy na kwaterę... już umęczeni, jeszcze tylko prognoza pogody i pora powolutku kłaść się spać... na jutro planowany jest najdłuższy odcinek z całej wyprawy... około 150km...