w wersji na pociąg :)
Środa, 31 października 2012
· Komentarze(10)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
plateau - Nie lubię
Wpis z lekkim opóźnieniem, ale wczoraj nie było czasu, zresztą dzisiaj też jest mały młyn związany z dzisiejszym "świętem". Kołomyja jest jednak wpisana w ten dzień i tyle. Czy wyjdę dzisiaj na rower? Pewnie nie...
Co do powrotu, to prawie klasyk, tyle, że terenowy. Wyjeżdżając z firmy nie wiem jeszcze którędy pojadę, jednak korek i przewężenie na wiadukcie w Sośnicy wpływa na moją decyzję, nie mam ochoty gnać po szosach, wjeżdżam w lasek Makoszowski, zatrzymuję się na chwilę, wyciągam z plecaka czołówkę, odpalam resztę lampek i dopiero tak uzbrojony mogę jechać. Sporo błota, mokrych liści, kałuż itd...
W Makoszowach zastanawiam się, czy nie polecieć przez ul. Wiosenną, ale jakoś mam obawy jechać wąziutką ścieżynką poprowadzoną po nasypie kolejowym, jadę dalej, na wysokości hałdy wjeżdżam na niebieską rowerówkę i jadę..., taaaki teren wymusza na mnie zwolnienie, czuję jak rower tańczy na błocie, czasami koła zapadają się w gęstej głębokiej mazi, która z jakiegoś powodu upodobała sobie to miejsce, na dokładkę coraz więcej tego "charakteru" oblepia mnie i Manfreda...
Wyjeżdżam na Halembie, chwila po szosach, w tym szaleństwie, które się już rozpoczęło, miliony samochodów, gnających z prawej na lewo i vice versa..., trzeba uważać. Ponownie wjeżdżam w las, znowu cisza, znowu spokój, jedynie samotny biker pomyka przez rozlewiska w lesie. Ciekawe co myślą ludzie, którzy widzą coś co się do nich zbliża w lesie i wygląda jak pociąg - trzy odpalone lampki w charakterystyczny trójkąt. W końcu docieram do cywilizacji, jestem w Panewnikach, jeszcze tylko ul. Panewnicka, Bałtycka, Medyków, AK, Zbożowa i jestem pod domem. zsiadam z roweru i wchodzę na przejście dla pieszych, samochód z lewej zatrzymuje się ustępując mi i kilku innych przechodniom miejsca, jednak z prawej strony nadciąga baran jest kilkadziesiąt metrów dalej, ale... nie zwalnia, hamuje bezpośrednio przed przejściem, ułamek sekudny później słychać huk uderzenia, to drugi kretyn zahipnotyzowany czerwonymi lampkami jadący na motorze wbił się w tył samochodu. Na szczęście całość przy niewielkiej prędkości. Motocyklista przeżył, lekko kuleje, straty niewielkie, pęknięta owiewka, stłuczone lusterko i plama na honorze, samochód nie ma nawet ryski.
Pewnie wczoraj podobnych sytuacji w kraju było kilkaset….
Mimo wszystko, życzę wszystkim przyjemnego odpoczynku….
Wpis z lekkim opóźnieniem, ale wczoraj nie było czasu, zresztą dzisiaj też jest mały młyn związany z dzisiejszym "świętem". Kołomyja jest jednak wpisana w ten dzień i tyle. Czy wyjdę dzisiaj na rower? Pewnie nie...
Co do powrotu, to prawie klasyk, tyle, że terenowy. Wyjeżdżając z firmy nie wiem jeszcze którędy pojadę, jednak korek i przewężenie na wiadukcie w Sośnicy wpływa na moją decyzję, nie mam ochoty gnać po szosach, wjeżdżam w lasek Makoszowski, zatrzymuję się na chwilę, wyciągam z plecaka czołówkę, odpalam resztę lampek i dopiero tak uzbrojony mogę jechać. Sporo błota, mokrych liści, kałuż itd...
W Makoszowach zastanawiam się, czy nie polecieć przez ul. Wiosenną, ale jakoś mam obawy jechać wąziutką ścieżynką poprowadzoną po nasypie kolejowym, jadę dalej, na wysokości hałdy wjeżdżam na niebieską rowerówkę i jadę..., taaaki teren wymusza na mnie zwolnienie, czuję jak rower tańczy na błocie, czasami koła zapadają się w gęstej głębokiej mazi, która z jakiegoś powodu upodobała sobie to miejsce, na dokładkę coraz więcej tego "charakteru" oblepia mnie i Manfreda...
Wyjeżdżam na Halembie, chwila po szosach, w tym szaleństwie, które się już rozpoczęło, miliony samochodów, gnających z prawej na lewo i vice versa..., trzeba uważać. Ponownie wjeżdżam w las, znowu cisza, znowu spokój, jedynie samotny biker pomyka przez rozlewiska w lesie. Ciekawe co myślą ludzie, którzy widzą coś co się do nich zbliża w lesie i wygląda jak pociąg - trzy odpalone lampki w charakterystyczny trójkąt. W końcu docieram do cywilizacji, jestem w Panewnikach, jeszcze tylko ul. Panewnicka, Bałtycka, Medyków, AK, Zbożowa i jestem pod domem. zsiadam z roweru i wchodzę na przejście dla pieszych, samochód z lewej zatrzymuje się ustępując mi i kilku innych przechodniom miejsca, jednak z prawej strony nadciąga baran jest kilkadziesiąt metrów dalej, ale... nie zwalnia, hamuje bezpośrednio przed przejściem, ułamek sekudny później słychać huk uderzenia, to drugi kretyn zahipnotyzowany czerwonymi lampkami jadący na motorze wbił się w tył samochodu. Na szczęście całość przy niewielkiej prędkości. Motocyklista przeżył, lekko kuleje, straty niewielkie, pęknięta owiewka, stłuczone lusterko i plama na honorze, samochód nie ma nawet ryski.
Pewnie wczoraj podobnych sytuacji w kraju było kilkaset….
Jedzie pociąg z daleka.... - fotka archiwalna a marca 2011© amiga
Mimo wszystko, życzę wszystkim przyjemnego odpoczynku….