Porankowo, dopracowo, hałodowo, błotniście
Czwartek, 12 lipca 2012
· Komentarze(6)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
TURISAS - Rasputin
Poranek przyjemny, chłodny, ale to już kolejny dzień gdy mam problem się dobudzić, przed 7:00 wsiadam w wariancie na zombiaka i jadę. Czasu niestety nie mam na szaleństwa, wybieram najkrótszą drogę. W Zabrzu Makoszowach postanawiam jednak pojechać przez hałdę. Początek drogi całkiem, całkiem, jedzie się rewelacyjnie, moją uwagę przykuwa kikut potężnej topoli.
Focę i pedalę dalej, nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego co mnie czeka, za A4 przed podjazdem na hałdę rower zapada mi się w kilkunasto centymetrowym mule wypłukanym z hałdy, o jeździe nie ma mowy, zeskakuję z rowera i sam się zapadam. Docieram do końca osuwiska, czyszczę buty i pedały (z Crankami nie było tego problemu) i ruszam dalej. Po minięciu szczytu ścieżka robi się wąska, zwykle ma ok 40-50cm, dzisiaj mam wrażenie, że rośliny, drzewa są jakoś bliżej, ścieżka ma po kilkanaście cm, kolejne wiatrołomy uprzyjemniają mi jazdę, raz przywaliłem głową o jakieś drzewo, na szczęście miałem kask. W kilku miejscach znowu masa błota mułu oklejającego wszystko, butów i pedałów już nie czyszczę, nie ma sensu. W końcu po ciężkiej walce dojeżdżam do asfaltu w Sośnicy i mogę jakoś normalnie pojechać dalej. Jestem cały up...y z błota, rower nadaje się do kompletnego mycia, masa błota, piasku liści, gałązek i wszystkiego po czym jechałem dzisiaj. Masakra.
Poranek przyjemny, chłodny, ale to już kolejny dzień gdy mam problem się dobudzić, przed 7:00 wsiadam w wariancie na zombiaka i jadę. Czasu niestety nie mam na szaleństwa, wybieram najkrótszą drogę. W Zabrzu Makoszowach postanawiam jednak pojechać przez hałdę. Początek drogi całkiem, całkiem, jedzie się rewelacyjnie, moją uwagę przykuwa kikut potężnej topoli.
Zegar słoneczny© amiga
Armata, o jaka wielka© amiga
Armata od przodu© amiga
Focę i pedalę dalej, nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego co mnie czeka, za A4 przed podjazdem na hałdę rower zapada mi się w kilkunasto centymetrowym mule wypłukanym z hałdy, o jeździe nie ma mowy, zeskakuję z rowera i sam się zapadam. Docieram do końca osuwiska, czyszczę buty i pedały (z Crankami nie było tego problemu) i ruszam dalej. Po minięciu szczytu ścieżka robi się wąska, zwykle ma ok 40-50cm, dzisiaj mam wrażenie, że rośliny, drzewa są jakoś bliżej, ścieżka ma po kilkanaście cm, kolejne wiatrołomy uprzyjemniają mi jazdę, raz przywaliłem głową o jakieś drzewo, na szczęście miałem kask. W kilku miejscach znowu masa błota mułu oklejającego wszystko, butów i pedałów już nie czyszczę, nie ma sensu. W końcu po ciężkiej walce dojeżdżam do asfaltu w Sośnicy i mogę jakoś normalnie pojechać dalej. Jestem cały up...y z błota, rower nadaje się do kompletnego mycia, masa błota, piasku liści, gałązek i wszystkiego po czym jechałem dzisiaj. Masakra.