Uciekając przed burzą
Wtorek, 4 września 2018
· Komentarze(1)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Jest 7:10 gdy ruszam, drogi suche, wiatr od wschodu. Dwie rzeczy które mnie niepokoją to ruch na drogach i burza idąca od wschodu, mam nad nią jakieś 15 minut przewagi na starcie, pytanie czy uda mi się dojechać na sucho?
Już na starcie leciutko kropi, z oddali słychać grzmoty, nie wróży to zbyt dobrze porannemu przejazdowi. Gnam ile sił w nogach, tyle, że już w Piotrowicach muszę odstać na światłach. Kropienie nie ustaje.
Na Ligocie odbijam na skrót przez Bałtycką, dzisiaj każdy zaoszczędzony km jest ważny. Wiem, że muszę poruszać się na zachód i na północ, w zasadzie to w kierunku do pracy by jakoś uniknąć zlania. Deszcze raczej powinien mnie minąć od południa, tyle, że cały czas jestem gdzieś na granicy.
Gdy docieram do Kochłowic widzę wielkie rozlewiska, niedawno lało, z górek płyną wartkie strumienie, odbijam na ul.Polną, nieco z dala od samochodów, staję, szybkie zdjęcie, sprawdzam radary. Te zaskakują, bo teraz mam burzę przed sobą, za sobą i od południa. Jestem w dziurze między tym wszystkim.
Jeszcze kilka minut temu musiało tutaj lać © amiga
Niby na mnie nie pada nic z nieba, ale woda spod kół robi swoje. Dobrze, że wziąłem błotniki, ostatni raz miałem je założone chyba w czerwcu, może w lipcu...Długa przerwa, przed wyjazdem musiałem ich poszukać ;) Na Wirku i w Bielszowicach jeszcze więcej wody... Na Bielszowickiej decyduję się na wjazd na znienawidzoną DDRkę, jest powyżej lustra wody. A w kilku miejscach rozlewiska są na całą szerokość drogi. W butach wilgotno ;), choć nie marznę, nie przy tej temperaturze.
Mokro na Bielszowickiej © amiga
W centrum Zabrza kolejne zaskoczenie, drogi suche, tutaj nie padało, mam chwilę czasu i sprawdzam jeszcze raz radary, wygląda na to, że nieco wyjechałem z dziury na północ, za to za mną kroczy wielgaśna chmura... Mogę mieć tylko cichą nadzieję, że mnie nie dogoni. Skracam drogę przez lasek Makoszowski, w zasadzie nie ma tutaj żywej duszy. Jestem na granicy z Gliwicami, oglądam się za siebie, nie widzę jeszcze chmury deszczowej... chyba zdążę, powinienem być w firmie za jakieś 15 minut.
Czekając na zielone © amiga
W lasku Makoszowskim © amiga
Przejazd przez Gliwice na szczęście bez większych problemów, jakiś wariat wymusza pierwszeństwo, dobrze, że jestem w bezpieczniej odległości. W firmie melduję się w takim sobie czasie. Najważniejsze, że mnie nie zlało. Uciekłem przed ulewą...
Już na starcie leciutko kropi, z oddali słychać grzmoty, nie wróży to zbyt dobrze porannemu przejazdowi. Gnam ile sił w nogach, tyle, że już w Piotrowicach muszę odstać na światłach. Kropienie nie ustaje.
Na Ligocie odbijam na skrót przez Bałtycką, dzisiaj każdy zaoszczędzony km jest ważny. Wiem, że muszę poruszać się na zachód i na północ, w zasadzie to w kierunku do pracy by jakoś uniknąć zlania. Deszcze raczej powinien mnie minąć od południa, tyle, że cały czas jestem gdzieś na granicy.
Gdy docieram do Kochłowic widzę wielkie rozlewiska, niedawno lało, z górek płyną wartkie strumienie, odbijam na ul.Polną, nieco z dala od samochodów, staję, szybkie zdjęcie, sprawdzam radary. Te zaskakują, bo teraz mam burzę przed sobą, za sobą i od południa. Jestem w dziurze między tym wszystkim.
Jeszcze kilka minut temu musiało tutaj lać © amiga
Niby na mnie nie pada nic z nieba, ale woda spod kół robi swoje. Dobrze, że wziąłem błotniki, ostatni raz miałem je założone chyba w czerwcu, może w lipcu...Długa przerwa, przed wyjazdem musiałem ich poszukać ;) Na Wirku i w Bielszowicach jeszcze więcej wody... Na Bielszowickiej decyduję się na wjazd na znienawidzoną DDRkę, jest powyżej lustra wody. A w kilku miejscach rozlewiska są na całą szerokość drogi. W butach wilgotno ;), choć nie marznę, nie przy tej temperaturze.
Mokro na Bielszowickiej © amiga
W centrum Zabrza kolejne zaskoczenie, drogi suche, tutaj nie padało, mam chwilę czasu i sprawdzam jeszcze raz radary, wygląda na to, że nieco wyjechałem z dziury na północ, za to za mną kroczy wielgaśna chmura... Mogę mieć tylko cichą nadzieję, że mnie nie dogoni. Skracam drogę przez lasek Makoszowski, w zasadzie nie ma tutaj żywej duszy. Jestem na granicy z Gliwicami, oglądam się za siebie, nie widzę jeszcze chmury deszczowej... chyba zdążę, powinienem być w firmie za jakieś 15 minut.
Czekając na zielone © amiga
W lasku Makoszowskim © amiga
Przejazd przez Gliwice na szczęście bez większych problemów, jakiś wariat wymusza pierwszeństwo, dobrze, że jestem w bezpieczniej odległości. W firmie melduję się w takim sobie czasie. Najważniejsze, że mnie nie zlało. Uciekłem przed ulewą...