poniedzialkowo po pracy
Ruszam spod firmy, znowu założona przeciwdeszczówka. Plecak ciąży, zapakowany na maxa... i jeszcze ten deszczyk..., nic przyjemnego...
Za to bez wygłupów jadę szosami..., muszę uzupełnić przynajmniej częściowo wpisy, jestem z tym w czarnej..., chyba lepiej nie będę kończył ;P
Pierwsze 10km idzie jak z płatka, ale w Zabrzu łapię gumę..., ech... w pobliży jest wiadukt, staję pod nim, zastanawiam się nad podpompowaniem, ale słyszę ssss...., lepiej wymienić dętkę... Ciekawe na co najechałem? Mam wrażenie, że opona jest już mocno zużyta... chyba poszukam czegoś nowszego w sklepie..., czegoś już na okres mokra i błotnista jesień (oby nie).
Po 10-15 minutach ruszam dalej, mimo mżawki dobrze się jedzie, gdyby jeszcze nie to zmęczenie..., ale warto było... pomimo tych setek km które trzeba było pokonać...
Po owocach ich poznacie :)© amiga