Powrót na Śląsk po BikeOriencie
7:30 - żegnam się z miejscówką w Smardzowicach i ruszam
Pożegnanie z magicznym ogrodem © amiga
Kapliczka gdzieś po drodze © amiga
Pierwsze 40km jadę wzdłuż Pilicy i w zasadzie bez zatrzymania, chcę przejechać jak najwięcej, wiem, że później będzie gorzej, problemy z kondycją itp... chociaż chyba bardziej boję się o to że kontuzja zmusi mnie do zjazdu do cywilizacji... Staram się więc jechać tak by w razie czego w ciągu godziny dotrzeć do jakiejś stacji PKP...
Staram się obserwować też informację na mapie, być może warto będzie zahaczyć o jakieś miejsca po drodze, zrobić kilka zdjęć itp...
Tyle, że aż do Ręczna jadę bez przerwy, unikając głównych traktów... skutkuje to nawet pchaniem rowera przez ok 100m po kopnym piachy na czerwonym szlaku pieszym w okolicy "Trzech Morg".
W między czasie dostaję smsy z informacjami o okolicznych atrakcjach wartych zobaczenia... dzięki :)
Tak na dobrą sprawę do dłuższą przerwę na uzupełnienie płynów i poziomu cukru robię sobie w Cielętnikach już w woj. Śląskim.
Kościół Przemienienia Pańskiego w Cielętnikach © amiga
W zasadzie od tego momentu co 30 minut muszę stanąć na 5 minut, zdjąć plecak i dać odpocząć barkowi...
Kolejna przerwa w Świętej Annie, a że klasztor zrobił na mnie wrażenie to... 10 minut focenia było obowiązkowe
Zespół klasztorny dominikanek w Świętej Annie © amiga
Wejście główne © amiga
Przez wrota © amiga
Wewnątrz zespołu klasztornego dominikanek w Świętej Annie © amiga
Nieco dalej za Przyrowem na terenach wsi Komorów stoi piękny kościół, to co że jadę dopiero 5min. :)
Kościół św. Mikołaja w Komorowie © amiga
Kościół św. Mikołaja w Komorowie - z drugiej strony © amiga
Tablica informacyjna przy kościele © amiga
Miejsce postojowe © amiga
Tym razem staram się dojechać do Złotego potoku, chcę się zatrzymać przy pałacu, jednak Przed Janowem muszę stanąć na leśnym parkingu, ból jest zbyt wielki... ale jest okazja by zjeść pierwszą kanapkę... :)
Oczywiście w Złotym Potoku również robię sobie przerwę... ;P
Budynek nadleśnictwa w Złotym Potoku © amiga
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku © amiga
Szybkie spojrzenie na mapę i... kolejna przerwa jest planowana w Żarkach, lekko nie ma... po to jura i pojawiają się długie podjazdy. Za to na rynku w Żarkach kolejna przerwa i kolejna kanapka ląduje w żołądku. :)
Kościół pw. Św.Szymona i Judy Tadeusza w Żarkach © amiga
O ile 793 do Żarek była dla mnie łaskawa i samochody pojawiały się z rzadka to... dalej w kierunku na Myszków jest sajgon... ruch jak diabli.., mam dość... staję na chwilę i kombinuję jak uciec z tej drogi, do Siewierza jeszcze spory kawał... Jednak widzę alternatywę...
Jeszcze w Myszkowie odbijam na Pustkowie Ligockie i dalej na Pińczyce, tam trafiam na Zespół Pałacowy...
Zespół pałacowy w Pińczycach © amiga
Z Pińczowa do Siewierza prowadzi czarny szlak rowerowy z którego skrzętnie korzystam... Jednak asfalt jest tutaj zniszczony i przysypany luźnym żwirem... a że jest z górki to rower rozpędza się do prawie 50km/h... Z sakwami i plecakiem... obciążeniem w sumie ok 20kg to śmierć w oczach... staram się delikatnie wyhamować, udaje się... Uff
Docieram na rynek w Siewierzu
Na rynku w Siewierzu - nie myślałem, że jeszcze raz w tym roku tutaj będę :) © amiga
Pochylam się nad mapą i kombinuję co dalej? Czas do bani... jest po 15:00 - zaczyna się szczyt.. O jeździe 98 nie myślę, nie jestem samobójca. Wybór pada na opcję Trzebisławice, Ujejście, dalej na Pogorie, i przez Będzin, Sosnowiec do Katowic. Fakt wyjadę z drugiej strony, ale... chyba będzie bliżej... Ruszam...
i staję ledwie 100 metrów dalej przy starym chyba opuszczonym kościele
Kościół pw. św. Walentego i św. Barbary w Siewierzu © amiga
Tablica informacyjna przy kościele © amiga
i nieco dalej przy zamku... to chyba obowiązkowy punkt każdej wycieczki do Siewierza ;P
Ruiny Zameku biskupiego w Siewierzu © amiga
Jest coś koło 16:00 wjeżdżam dp konurbacji górnośląskiej.
Do domu zostało ok. 30km - niby niedużo, ale pokonanie tego odcinka zajmuje mi ponad 2 godziny, tempo rwane, co chwilę postój, przeciskanie się przez korki, światła, skrzyżowania... szkoda gadać. Dojeżdżając w okolice nowego muzeum Śląskiego słyszę jakiś paskudny metaliczny dźwięk, jakieś takie brzdęknięcie, w pierwszej chwili wydaje mi się, że na coś najechałem, ale po kilku minutach zauważyłem co się stało… pękła szprycha w przednim kole, dobrze, że do domu miałem 8km… zjechałem z głównych tras i mocno na skróty po ścieżkach i parkach dojechałem do domu…. Gdyby awaria zdarzyła się wcześniej powiedzmy na 100 czy 150 km to pewnie podmieniłbym szprychę, ale te 8 km... dało się przejechać. Zresztą już przerabiałem podobne sytuacje... 20km z 2 uszkodzonymi szprychami to nie problem... ;P
W domu, dobra godzina na ochłonięcie... pochłaniam straszne ilości herbaty, koli, wody... wszelkich możliwych płynów... Endomondo coś pisze o nawodnieniu na poziomie 10l.... ;P